Jednak dla Jay’a był to pierwszy raz w stolicy.
- Och, jak pięknie! – wzdychał co chwilę mój brat, gdy staliśmy przy oknie i oglądaliśmy Kapitol. Znowu byłam pod wrażeniem. Obok nas w kabinie mama rozmawiała z Gale’m Hawthorne’m. Widocznie bardzo dawno się nie widzieli, gdyż ich rozmowa ciągnęła się bez końca. Oderwałam się od okna i podeszłam bliżej, ponieważ miałam nadzieję, że usłyszę choć parę słów. Siedzieli naprzeciwko siebie ze spuszczonymi głowami.
- Dlaczego? Dlaczego nie odezwałeś się przez tak długi czas? – pytała Gale’a wzburzona mama. Miałam wrażenie, że łza krąży w jej oku. A może się myliłam?
- Nie chciałem… -zaczął Hawthorne, jednak Katniss mu przerwała.
- Nie chciałeś mnie znać? Dlatego wyjechałeś? Ponieważ chciałam zacząć życie od nowa z Peetą? – wyszeptała osłupiała.
- Nie… cieszę się, że ci się udało, Kotna – rzucił po chwili milczenia – To ja uciekłem od ciebie. Uciekłem od przeszłości. To było za trudne.
Mama skryła twarz w dłoniach.
- Do tej pory prześladują mnie koszmary stare jak świat. Zabierając ze sobą dzieci… zdecydowałam się wyjawić im prawdę. Będą musiały poznać moje łzy, moje wspomnienia – powiedziała łkając – Czasem boję się o nie. Są zbyt ciekawskie… Chciałyby wiedzieć wszystko o Igrzyskach, bo wydają się im tak ekscytujące. Przeraża mnie fakt, że nigdy nie zrozumieją naszej historii. Nie znają bólu, nie znają życia…
Nagle kichnęłam, a Gale mnie zauważył. Jednak nie odezwał się ani słowem.
- Jesteście takie podobne – rzekł cicho do Katniss. Zapewne miał na myśli ją i mnie – Te same włosy, ten kontur twarzy, ten głos…
- Uwielbiam ją. Jest jak motyl, który pędzi ku słońcu. Wszędzie jej pełno. Często wydaje mi się smutna, tak jakby czegoś jej brakowało. Niestety… – mama wyprostowała się i uśmiechnęła smutno, zapewne przywołując w pamięci mój obraz. Poczułam się wyjątkowa, ale i zaniepokoiłam się jej słowami – Masz racje, jest niczym ja w młodości – spojrzała na Gale’a – Ale to spojrzenie… - zamyśliła się.
- Coś z nią nie tak? – zaniepokoił się, odruchowo obrócił głowę i spojrzał na mnie przez szybę z zaciekawieniem, aż sama się przestraszyłam.
- Po prostu…- Katniss zagryzła wargi - …ma oczy Peety – wyznała, napięcie opadło i oboje wybuchli śmiechem – A Mench? Opowiesz mi o nim?
Gale zacisnął pięści.
- To wspaniały chłopak. Jesteśmy bardzo zżyci. Głównie dlatego, że jego matka zmarła piętnaście lat temu, gdy przyszedł na świat – zastygł.
- O! Tak mi przykro… Nie wiedziałam nawet, że się ożeniłeś - Katniss zaniemówiła. W tej chwili zaczęłam się zastanawiać gdzie jest Mench. Według tego, co powiedział swemu ojcu, całą podróż miał spędzić bacznie obserwując maszynistę. Nie wierzyłam w te bajki, ale mniejsza o to. W tym momencie chciałam go pocieszyć. Jeszcze nigdy nie utraciłam nikogo bliskiego. Może on nie pamięta matki, jednak jakże trudne musiało być jego życie, gdy cały czas wychowywał się bez niej. Najciężej było jego ojcu, gdyż stracił jedyną osobę, którą pokochał, kiedy postanowił wyjechać i tym samym opuścić Katniss. Wyczułam zażyłość między nimi już wczoraj gdy nas odwiedził. Poskładałam w całość fragmenty tej układanki. Jednak nadal nie byłam pewna czy mam rację.
Postanowiłam poszukać Mench’a. Gdy wychodziłam z naszego przedziału usłyszałam ostatni fragment ich rozmowy.
- Gale – mama usiadła obok niego – Przepraszam. Nie powinnam krzyczeć i wypominać ci, że mnie zostawiłeś. Widocznie miałeś powód.
- Nic nie mogło mnie odciągnąć od ciebie, Kotna – Gale nagle chwycił ją za rękę – Ale miałem dość tego, że wszyscy wokół mnie umierają. Pamiętasz rebelie – to było raczej stwierdzenie, a nie pytanie skierowane do mamy – Chciałem być sam, chciałem wszystko zrozumieć, poukładać sobie wszystko w głowie. Ty zaś szukałaś tego spokoju gdzie indziej i znalazłaś go w ramionach Peety. Nasze życie się zmieniło. Wyjechałem w poszukiwaniu pracy, która zajmowałaby mój czas i nie pozwoliłaby, abym za dużo myślał o tym, co było. Poznałem dziewczynę. W końcu wzięliśmy ślub. Potem Viole oddała swoje życie za syna. Nadal mieszkam w Dwójce, dobrze mi tam. Opiekuję się Mench’em, bo tylko on mi pozostał. Nie wiem co będzie jutro, pojutrze czy za rok. Jedziemy do Paylor, bo w Kapitolu dzieje się coś złego. Katniss… - spojrzał jej w oczy - …czy możesz mi obiecać, że tym razem nic się nie stanie? Wrócimy wszyscy do domu? – ewidentnie się rozklejał.
- Obiecuję – mama przytuliła go mocno. Nie jak ukochanego, za którym tęskniła latami. Jak przyjaciela.
Spotkałam Mench’a w drugim przedziale. Dosłownie wpadliśmy na siebie, gdyż on najwidoczniej wracał z powrotem do ojca.
- Zatrzymaj się – powiedziałam stanowczo zastępując mu drogę – Chcę…
- Odejdź ode mnie, wariatko! – krzyknął mi prosto w twarz, popchnął i przeszedł obok mnie. Stałam w bezruchu, nie zatrzymywałam go. Mam talent do zniechęcania płci przeciwnej. Po tym co zaszło zaledwie wczoraj rano na łące, Mench pewnie nie chce mnie znać. Z resztą nie dziwię mu się. Bardzo smutna, powolnym krokiem ruszyłam do naszej kabiny za oddalającym się chłopakiem. Gdy dotarłam do mamy, pociąg zatrzymał się.
- Nareszcie jesteśmy na miejscu! – wrzasnął znienacka Jay i tym samym prawie nas wszystkich ogłuszył. Mama z Gale’m wstali i dołączyli do nas przy oknie. Po chwili naszym oczom ukazała się stacja, na której czekali na nas…
- Wujek Haymitch, ciocia Effie! – wrzeszczał nadal Jay wybiegając z pociągu jak szalony. Wtulił się w swojego ulubionego wujka, który wyjątkowo spełniał się w tej roli.
- Moja ślicznotka! – Effie Trinket wycałowała mnie tak, że na całej twarzy miałam jej różową szminkę. Odkąd się urodziłam, moja przybrana ciocia miała obsesje na punkcie upodabniania mnie do siebie. Za każdym razem gdy się spotykałyśmy chciała zrobić mi makijaż i przebrać w te swoje kosmiczne stroje. Miałam wrażenie, że w pewnym sensie zastępuję jej córkę. Effie nigdy się nie zmieni, chociaż ma już swoje lata – westchnęłam cicho.
- Effie i Haymitch tutaj, razem? – Gale nie krył zdziwienia gdy wyciągał nasze bagaże.
- Pobrali się pięć lat po zakończeniu rewolucji. Trochę cię ominęło. Ponadto traktują moje dzieci jak swoje własne – Katniss szepnęła mu do ucha i uśmiechnęła się radośnie. Chyba w końcu była szczęśliwa. Brakowało jej bliskich. Trochę żałowałam, że nie było mnie jeszcze na świecie, gdy wujek i ciocia przysięgali przed ołtarzem. Tak bardzo lubiłam śluby.
- Witaj Katniss – Haymitch uścisnął ją i Gale’a. Zawsze wydawał mi się, że jest trochę zaniedbany. A może to po prostu starość? Jego włosy straciły jasny poblask, ale w oczach ciągle widziałam iskierki. O dziwo nie miał przy sobie żadnego alkoholu. Mama kiedyś opowiadała mi o jego uzależnieniu, ale wydawało mi się, że przy żonie starał się nie pić. Powiem szczerze, udawało mu się to - Czekaliśmy na was.
- A któż to? – Effie zaćwierkała na widok Mench’a, który właśnie wygramolił się z pociągu.
- Najgorsza na świecie kreatura – zaśmiałam się pod nosem.
- To Mench, mój syn – wyjaśnił Gale speszony. Haymitch’owi i Effie aż zaświeciły się oczy ze zdumienia.
- Możecie mi wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi?– mama zmieniła temat. Była lekko zniesmaczona, ale cieszyła się ze spotkania z przyjaciółmi.
- Szczerze mówiąc – Effie zmrużyła oczy i uczepiła się ramienia swego męża – To tajemnica państwowa, Katniss. Podobno wysłali do ciebie wiadomość, mam racje?
- Tak – przytaknęła Katniss – Jestem kompletnie zdezorientowana. Podobno coś złego dzieje się z Cordelią Snow.
- Mieliśmy was odebrać ze stacji i stawić się z wami w apartamencie Pani Prezydent. Nie wiemy dokładnie co się stało. A może nawet nie powinniśmy wiedzieć – wyznał Abernatchy. Jay cały czas był uczepiony jego nogi, ale widocznie nie przeszkadzało mu to zbytnio.
- Skoro wezwali Kotnę, sprawa musi być poważna – przyznał Gale - Chodźcie – rozkazał.
Ruszyliśmy w siódemkę srebrnym deptakiem w stronę siedziby Paylor. Tutaj wszystko było takie… piękne, doskonałe, perfekcyjne w każdym calu. Gdy wjeżdżaliśmy windą na samą górę budynku, a dorośli zamartwiali się zaistniałą sytuacją, Mench ani razu się nie odezwał i na mnie nie spojrzał. Czułam się okropnie, w związku z dość niemiłym incydencie wczoraj na łące. Na dziesiątym piętrze ukazał nam się pozłacany korytarz. Na jego końcu były tylko jedne ogromne szklane drzwi. Czułam się zaszczycona, że mogę tu wejść. To na pewno apartament Prezydent Paylor – pomyślałam. Weszliśmy do środka w nadziei na wyjaśnienia.
- Katniss! – usłyszeliśmy za sobą, a okrągły mężczyzna w okularach z siwą kozią bródkę podbiegł do nas. Czy to nie Beetee Latier? – pomyślałam – Strasznie się zestarzał. Rodzice opisywali jego wygląd zupełnie inaczej. Okulary – jedyna rzecz, która pozostała niezmienna.
- Beetee! – Gale i mama wykrzyczeli jednocześnie – Co ty tu robisz?
- Zostałem wezwany… - wymamrotał zdyszany gdy już stanął obok mamy.
- Czy ktoś powie mi w końcu, o co tu chodzi? – mama zaczęła lecz przerwał jej jeszcze inny głos.
- Everdeen! Hawthorne! – krzyczała szczupła kobieta o ciemnych włosach nadbiegająca od strony windy. Szybko dołączyła do mamy i całej naszej grupki. Rozpoznałam ją - Johanna Mason, zwyciężczyni z Siódemki brała udział w Trzecim Ćwierćwieczu Poskromienia, tak samo jak moi rodzice. Potem walczyła razem z nimi. Pojawiała się w opowieściach taty jako silna i wygadana.
- Johanna! Skąd wy tu wszyscy…- mama nie kryła już zdumienia i łez. Widocznie bardzo tęskniła za nimi.
- Nie może być… Katniss… to jakieś żarty… ciemna maso… - Johanna w skupieniu zbliżyła się do mnie i mojego brata.
- Dzień dobry – mój brat od razu skłonił się nisko – Jestem Jay Mellark – obdarował ją swoim najpiękniejszym uśmiechem, który z pewnością odziedziczył po tacie.
- Goldenrose – przedstawiłam się. Kobieta przetarła oczy, aby upewnić się, że naprawdę ma przed sobą dzieci Katniss i Peety.
- Wygląda… wygląda ja ty, Katniss – Johanna spojrzała mi w oczy i zwróciła się do mamy.
- Opanuj się – skarcił ją Beetee – Nie szukaliśmy ich po to, abyś teraz rozczulała nad tą małą. Powiedz jej, Johanna.
- Ach, tak! Już…- kobieta otrząsnęła się natychmiast – Dwa dni temu kapitolińskie władze przyłapały Cordelię Snow na próbie samobójstwa. My z Beetee przybyliśmy wczoraj. Paylor zdążyła już zatroszczyć się o nią. Jest teraz pod ścisłą obserwacją! – wybuchła Johanna.
- Jest jednak jeden drobny szczegół w tym chaosie – dodał Beetee - Od kiedy Paylor razem ze swoim wojskiem odprowadziła Snow do celi, słuch po naszej Pani Prezydent zaginął. Tak jakby rozpłynęła się w powietrzu. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Ostatni raz widziano ją dwa dni temu wieczorem w apartamencie – Beetee wskazał palcem pokój znajdujący się za szklanymi drzwiami, do którego weszliśmy – Dzisiaj doszedłem do wniosku…
- Prowadźcie – podsumowała mama nie zważając na słowa starego przyjaciela – Prowadźcie do niej.
Oczywiście chodziło o Cordelię Snow. Nie wiedziałam o niej wiele. Była wnuczką dawnego prezydenta ‘okrutnika’, jak to mówią moi rodzice, Snow’a. Podczas powstania nie było powodu, aby pozbawiać dziewczynę życia, więc zamieszkała w Kapitolu i wiodło jej się dobrze. Nikt jednak nigdy nie zastanawiał się, jak zareagowała na wieść o śmierci dziadka.
Pokonaliśmy wraz z bratem, mamą, Gale’m i Mench’em oraz resztą naszych przyjaciół wiele krętych korytarzy, aby w końcu dotrzeć do najokropniejszego, paskudnego i dawno zapomnianego miejsca w wyzwolonym Kapitolu - do więzienia.
Zobaczyłam ją. Na pewno była ode mnie dużo starsza i rozsądniejsza. Jej włosy były tak jasne… kolorem przypominały śnieg. Mama spokojnym ruchem wyminęła strażników pilnujących tej celi, którzy od razu zaprotestowali. Szarpnęła kratami i weszła do środka.
Spojrzałam na Gale’a. Chyba zauważył, że cała drżę.
- Nie bój się – szepnął – Masz w sobie siłę, o której nawet nie śniłaś. Spójrz – wskazał Katniss - Życie twojej matki nie było usłane różami – otoczył mnie ramieniem, a ja cała drżałam z zaniepokojenia – Wiele przeszła, poniekąd podobnie jak Cordelia Snow. Dlatego twoja mama chce jej pomóc. Niedługo poznasz odpowiedzi na wszystkie pytania, które zapewne kłębią się w twojej głowie w tym momencie. Katniss ma nadzieję, że będziesz silna i dasz sobie z tym radę. Może chociaż tobie los będzie sprzyjał…
Gdy przyglądałam się mamie, która próbował właśnie nawiązać kontakt z panną Snow, znowu to poczułam. Ciepło rozprzestrzeniło się po moim ciele, a głos w głowie wołał: Ucz się, młody Kosogłosie…
Wiedziałam, że muszę być gotowa na wszystko…