sobota, 26 kwietnia 2014

Powrót Kosogłosa 2

Nasz pociąg wjechał do Kapitolu. Poczułam zapach cudnych perfum i ujrzałam za szybą dziwnie, ale za razem gustownie ubranych ludzi. Pamiętam, byłam tu już kiedyś. W wieku zaledwie kilku lat przyjechałam tu z tatą na zakupy. Po powrocie do Dwunastki oznajmiłam rodzicom, że powinniśmy się tam przeprowadzić. Oczywiście odmówili, ale ciągle zastanawiałam się dlaczego nie przepadają za Kapitolem.

Jednak dla Jay’a był to pierwszy raz w stolicy.
- Och, jak pięknie! – wzdychał co chwilę mój brat, gdy staliśmy przy oknie i oglądaliśmy Kapitol. Znowu byłam pod wrażeniem. Obok nas w kabinie mama rozmawiała z Gale’m Hawthorne’m. Widocznie bardzo dawno się nie widzieli, gdyż ich rozmowa ciągnęła się bez końca. Oderwałam się od okna i podeszłam bliżej, ponieważ miałam nadzieję, że usłyszę choć parę słów. Siedzieli naprzeciwko siebie ze spuszczonymi głowami.

- Dlaczego? Dlaczego nie odezwałeś się przez tak długi czas? – pytała Gale’a wzburzona mama. Miałam wrażenie, że łza krąży w jej oku. A może się myliłam?

- Nie chciałem… -zaczął Hawthorne, jednak Katniss mu przerwała.
- Nie chciałeś mnie znać? Dlatego wyjechałeś? Ponieważ chciałam zacząć życie od nowa z Peetą? – wyszeptała osłupiała.
- Nie… cieszę się, że ci się udało, Kotna – rzucił po chwili milczenia – To ja uciekłem od ciebie. Uciekłem od przeszłości. To było za trudne.
Mama skryła twarz w dłoniach.
- Do tej pory prześladują mnie koszmary stare jak świat. Zabierając ze sobą dzieci… zdecydowałam się wyjawić im prawdę. Będą musiały poznać moje łzy, moje wspomnienia – powiedziała łkając – Czasem boję się o nie. Są zbyt ciekawskie… Chciałyby wiedzieć wszystko o Igrzyskach, bo wydają się im tak ekscytujące. Przeraża mnie fakt, że nigdy nie zrozumieją naszej historii. Nie znają bólu, nie znają życia…

Nagle kichnęłam, a Gale mnie zauważył. Jednak nie odezwał się ani słowem.

- Jesteście takie podobne – rzekł cicho do Katniss. Zapewne miał na myśli ją i mnie – Te same włosy, ten kontur twarzy, ten głos…
- Uwielbiam ją. Jest jak motyl, który pędzi ku słońcu. Wszędzie jej pełno. Często wydaje mi się smutna, tak jakby czegoś jej brakowało. Niestety… – mama wyprostowała się i uśmiechnęła smutno, zapewne przywołując w pamięci mój obraz. Poczułam się wyjątkowa, ale i zaniepokoiłam się jej słowami – Masz racje, jest niczym ja w młodości – spojrzała na Gale’a – Ale to spojrzenie… - zamyśliła się.
- Coś z nią nie tak? – zaniepokoił się, odruchowo obrócił głowę i spojrzał na mnie przez szybę z zaciekawieniem, aż sama się przestraszyłam.
- Po prostu…- Katniss zagryzła wargi - …ma oczy Peety – wyznała, napięcie opadło i oboje wybuchli śmiechem – A Mench? Opowiesz mi o nim?

Gale zacisnął pięści.
- To wspaniały chłopak. Jesteśmy bardzo zżyci. Głównie dlatego, że jego matka zmarła piętnaście lat temu, gdy przyszedł na świat – zastygł.
- O! Tak mi przykro… Nie wiedziałam nawet, że się ożeniłeś - Katniss zaniemówiła. W tej chwili zaczęłam się zastanawiać gdzie jest Mench. Według tego, co powiedział swemu ojcu, całą podróż miał spędzić bacznie obserwując maszynistę. Nie wierzyłam w te bajki, ale mniejsza o to. W tym momencie chciałam go pocieszyć. Jeszcze nigdy nie utraciłam nikogo bliskiego. Może on nie pamięta matki, jednak jakże trudne musiało być jego życie, gdy cały czas wychowywał się bez niej. Najciężej było jego ojcu, gdyż stracił jedyną osobę, którą pokochał, kiedy postanowił wyjechać i tym samym opuścić Katniss. Wyczułam zażyłość między nimi już wczoraj gdy nas odwiedził. Poskładałam w całość fragmenty tej układanki. Jednak nadal nie byłam pewna czy mam rację.
Postanowiłam poszukać Mench’a. Gdy wychodziłam z naszego przedziału usłyszałam ostatni fragment ich rozmowy.

- Gale – mama usiadła obok niego – Przepraszam. Nie powinnam krzyczeć i wypominać ci, że mnie zostawiłeś. Widocznie miałeś powód.
- Nic nie mogło mnie odciągnąć od ciebie, Kotna – Gale nagle chwycił ją za rękę – Ale miałem dość tego, że wszyscy wokół mnie umierają. Pamiętasz rebelie – to było raczej stwierdzenie, a nie pytanie skierowane do mamy – Chciałem być sam, chciałem wszystko zrozumieć, poukładać sobie wszystko w głowie. Ty zaś szukałaś tego spokoju gdzie indziej i znalazłaś go w ramionach Peety. Nasze życie się zmieniło. Wyjechałem w poszukiwaniu pracy, która zajmowałaby mój czas i nie pozwoliłaby, abym za dużo myślał o tym, co było. Poznałem dziewczynę. W końcu wzięliśmy ślub. Potem Viole oddała swoje życie za syna. Nadal mieszkam w Dwójce, dobrze mi tam. Opiekuję się Mench’em, bo tylko on mi pozostał. Nie wiem co będzie jutro, pojutrze czy za rok. Jedziemy do Paylor, bo w Kapitolu dzieje się coś złego. Katniss… - spojrzał jej w oczy - …czy możesz mi obiecać, że tym razem nic się nie stanie? Wrócimy wszyscy do domu? – ewidentnie się rozklejał.
- Obiecuję – mama przytuliła go mocno. Nie jak ukochanego, za którym tęskniła latami. Jak przyjaciela.

Spotkałam Mench’a w drugim przedziale. Dosłownie wpadliśmy na siebie, gdyż on najwidoczniej wracał z powrotem do ojca.
- Zatrzymaj się – powiedziałam stanowczo zastępując mu drogę – Chcę…
- Odejdź ode mnie, wariatko! – krzyknął mi prosto w twarz, popchnął i przeszedł obok mnie. Stałam w bezruchu, nie zatrzymywałam go. Mam talent do zniechęcania płci przeciwnej. Po tym co zaszło zaledwie wczoraj rano na łące, Mench pewnie nie chce mnie znać. Z resztą nie dziwię mu się. Bardzo smutna, powolnym krokiem ruszyłam do naszej kabiny za oddalającym się chłopakiem. Gdy dotarłam do mamy, pociąg zatrzymał się.

- Nareszcie jesteśmy na miejscu! – wrzasnął znienacka Jay i tym samym prawie nas wszystkich ogłuszył. Mama z Gale’m wstali i dołączyli do nas przy oknie. Po chwili naszym oczom ukazała się stacja, na której czekali na nas…

- Wujek Haymitch, ciocia Effie! – wrzeszczał nadal Jay wybiegając z pociągu jak szalony. Wtulił się w swojego ulubionego wujka, który wyjątkowo spełniał się w tej roli.
- Moja ślicznotka! – Effie Trinket wycałowała mnie tak, że na całej twarzy miałam jej różową szminkę. Odkąd się urodziłam, moja przybrana ciocia miała obsesje na punkcie upodabniania mnie do siebie. Za każdym razem gdy się spotykałyśmy chciała zrobić mi makijaż i przebrać w te swoje kosmiczne stroje. Miałam wrażenie, że w pewnym sensie zastępuję jej córkę. Effie nigdy się nie zmieni, chociaż ma już swoje lata – westchnęłam cicho.

- Effie i Haymitch tutaj, razem? – Gale nie krył zdziwienia gdy wyciągał nasze bagaże.
- Pobrali się pięć lat po zakończeniu rewolucji. Trochę cię ominęło. Ponadto traktują moje dzieci jak swoje własne – Katniss szepnęła mu do ucha i uśmiechnęła się radośnie. Chyba w końcu była szczęśliwa. Brakowało jej bliskich. Trochę żałowałam, że nie było mnie jeszcze na świecie, gdy wujek i ciocia przysięgali przed ołtarzem. Tak bardzo lubiłam śluby.

- Witaj Katniss – Haymitch uścisnął ją i Gale’a. Zawsze wydawał mi się, że jest trochę zaniedbany. A może to po prostu starość? Jego włosy straciły jasny poblask, ale w oczach ciągle widziałam iskierki. O dziwo nie miał przy sobie żadnego alkoholu. Mama kiedyś opowiadała mi o jego uzależnieniu, ale wydawało mi się, że przy żonie starał się nie pić. Powiem szczerze, udawało mu się to - Czekaliśmy na was.

- A któż to? – Effie zaćwierkała na widok Mench’a, który właśnie wygramolił się z pociągu.
- Najgorsza na świecie kreatura – zaśmiałam się pod nosem.
- To Mench, mój syn – wyjaśnił Gale speszony. Haymitch’owi i Effie aż zaświeciły się oczy ze zdumienia.

- Możecie mi wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi?– mama zmieniła temat. Była lekko zniesmaczona, ale cieszyła się ze spotkania z przyjaciółmi.
- Szczerze mówiąc – Effie zmrużyła oczy i uczepiła się ramienia swego męża – To tajemnica państwowa, Katniss. Podobno wysłali do ciebie wiadomość, mam racje?

- Tak – przytaknęła Katniss – Jestem kompletnie zdezorientowana. Podobno coś złego dzieje się z Cordelią Snow.
- Mieliśmy was odebrać ze stacji i stawić się z wami w apartamencie Pani Prezydent. Nie wiemy dokładnie co się stało. A może nawet nie powinniśmy wiedzieć – wyznał Abernatchy. Jay cały czas był uczepiony jego nogi, ale widocznie nie przeszkadzało mu to zbytnio.
- Skoro wezwali Kotnę, sprawa musi być poważna – przyznał Gale - Chodźcie – rozkazał.
Ruszyliśmy w siódemkę srebrnym deptakiem w stronę siedziby Paylor. Tutaj wszystko było takie… piękne, doskonałe, perfekcyjne w każdym calu. Gdy wjeżdżaliśmy windą na samą górę budynku, a dorośli zamartwiali się zaistniałą sytuacją, Mench ani razu się nie odezwał i na mnie nie spojrzał. Czułam się okropnie, w związku z dość niemiłym incydencie wczoraj na łące. Na dziesiątym piętrze ukazał nam się pozłacany korytarz. Na jego końcu były tylko jedne ogromne szklane drzwi. Czułam się zaszczycona, że mogę tu wejść. To na pewno apartament Prezydent Paylor – pomyślałam. Weszliśmy do środka w nadziei na wyjaśnienia.
- Katniss! – usłyszeliśmy za sobą, a okrągły mężczyzna w okularach z siwą kozią bródkę podbiegł do nas. Czy to nie Beetee Latier? – pomyślałam – Strasznie się zestarzał. Rodzice opisywali jego wygląd zupełnie inaczej. Okulary – jedyna rzecz, która pozostała niezmienna.
- Beetee! – Gale i mama wykrzyczeli jednocześnie – Co ty tu robisz?
- Zostałem wezwany… - wymamrotał zdyszany gdy już stanął obok mamy.
- Czy ktoś powie mi w końcu, o co tu chodzi? – mama zaczęła lecz przerwał jej jeszcze inny głos.
- Everdeen! Hawthorne! – krzyczała szczupła kobieta o ciemnych włosach nadbiegająca od strony windy. Szybko dołączyła do mamy i całej naszej grupki. Rozpoznałam ją - Johanna Mason, zwyciężczyni z Siódemki brała udział w Trzecim Ćwierćwieczu Poskromienia, tak samo jak moi rodzice. Potem walczyła razem z nimi. Pojawiała się w opowieściach taty jako silna i wygadana.
- Johanna! Skąd wy tu wszyscy…- mama nie kryła już zdumienia i łez. Widocznie bardzo tęskniła za nimi.

- Nie może być… Katniss… to jakieś żarty… ciemna maso… - Johanna w skupieniu zbliżyła się do mnie i mojego brata.
- Dzień dobry – mój brat od razu skłonił się nisko – Jestem Jay Mellark – obdarował ją swoim najpiękniejszym uśmiechem, który z pewnością odziedziczył po tacie.
- Goldenrose – przedstawiłam się. Kobieta przetarła oczy, aby upewnić się, że naprawdę ma przed sobą dzieci Katniss i Peety.
- Wygląda… wygląda ja ty, Katniss – Johanna spojrzała mi w oczy i zwróciła się do mamy.

- Opanuj się – skarcił ją Beetee – Nie szukaliśmy ich po to, abyś teraz rozczulała nad tą małą. Powiedz jej, Johanna.
- Ach, tak! Już…- kobieta otrząsnęła się natychmiast – Dwa dni temu kapitolińskie władze przyłapały Cordelię Snow na próbie samobójstwa. My z Beetee przybyliśmy wczoraj. Paylor zdążyła już zatroszczyć się o nią. Jest teraz pod ścisłą obserwacją! – wybuchła Johanna.

- Jest jednak jeden drobny szczegół w tym chaosie – dodał Beetee - Od kiedy Paylor razem ze swoim wojskiem odprowadziła Snow do celi, słuch po naszej Pani Prezydent zaginął. Tak jakby rozpłynęła się w powietrzu. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Ostatni raz widziano ją dwa dni temu wieczorem w apartamencie – Beetee wskazał palcem pokój znajdujący się za szklanymi drzwiami, do którego weszliśmy – Dzisiaj doszedłem do wniosku…
- Prowadźcie – podsumowała mama nie zważając na słowa starego przyjaciela – Prowadźcie do niej.
Oczywiście chodziło o Cordelię Snow. Nie wiedziałam o niej wiele. Była wnuczką dawnego prezydenta ‘okrutnika’, jak to mówią moi rodzice, Snow’a. Podczas powstania nie było powodu, aby pozbawiać dziewczynę życia, więc zamieszkała w Kapitolu i wiodło jej się dobrze. Nikt jednak nigdy nie zastanawiał się, jak zareagowała na wieść o śmierci dziadka.

Pokonaliśmy wraz z bratem, mamą, Gale’m i Mench’em oraz resztą naszych przyjaciół wiele krętych korytarzy, aby w końcu dotrzeć do najokropniejszego, paskudnego i dawno zapomnianego miejsca w wyzwolonym Kapitolu - do więzienia.
Zobaczyłam ją. Na pewno była ode mnie dużo starsza i rozsądniejsza. Jej włosy były tak jasne… kolorem przypominały śnieg. Mama spokojnym ruchem wyminęła strażników pilnujących tej celi, którzy od razu zaprotestowali. Szarpnęła kratami i weszła do środka.
Spojrzałam na Gale’a. Chyba zauważył, że cała drżę.
- Nie bój się – szepnął – Masz w sobie siłę, o której nawet nie śniłaś. Spójrz – wskazał Katniss - Życie twojej matki nie było usłane różami – otoczył mnie ramieniem, a ja cała drżałam z zaniepokojenia – Wiele przeszła, poniekąd podobnie jak Cordelia Snow. Dlatego twoja mama chce jej pomóc. Niedługo poznasz odpowiedzi na wszystkie pytania, które zapewne kłębią się w twojej głowie w tym momencie. Katniss ma nadzieję, że będziesz silna i dasz sobie z tym radę. Może chociaż tobie los będzie sprzyjał…

Gdy przyglądałam się mamie, która próbował właśnie nawiązać kontakt z panną Snow, znowu to poczułam. Ciepło rozprzestrzeniło się po moim ciele, a głos w głowie wołał: Ucz się, młody Kosogłosie…

Wiedziałam, że muszę być gotowa na wszystko…



piątek, 18 kwietnia 2014

Powrót Kosogłosa 1

Przemierzałam powoli łąkę. Wdychałam zapach kwiatów. Wirowałam, by potem upaść na miękką, zieloną trawę. Wreszcie mogłam pobyć sama, z dala od zgiełku mojego Dystryktu. Chciałam tu zostać na wieki. Nie musiałabym dorastać, nie musiałabym spełniać oczekiwań innych. Zatrzymałabym się w miejscu i stałabym aż do śmierci. Ale życie ma również dobre strony. Przynajmniej moje. Czasem wydaje mi się, że rola córki, która pomaga ojcu w piekarni jest zbyt nużąca. Ale taki już mój los. Co prawda jeszcze nie odnalazłam swojego miejsca na świecie. Chociaż może jeszcze nie było mi dane odkryć swoje przeznaczenie.
Przez moją głowę przemknęły słowa tak dobrze znanej mi z dzieciństwa piosenki.

W oddali łąki, wejdźże do łóżka
Czeka tam na Cię z trawy poduszka.
Skłoń na niej główkę, oczęta zmruż,
Rankiem cię zbudzi słońce, twój stróż.
Tu jest bezpiecznie, ciepło jest tu,
Stokrotki polne zaradzą złu.
Najsłodsza mara tu ziszcza się,
Tutaj jest miejsce, gdzie kocham Cię.

Jednak nagle coś przerwało mój trans.
Nie przypominam sobie dokładnie jakie było moje pierwsze zdanie na jego temat. Kruczoczarne włosy średniej długości nie sięgały co prawda ramion, jednak było w nich coś innego, intrygującego. Osobnik siedział na kamieniu odwrócony do mnie plecami. Widziałam ledwie jego kontur. Z pozoru wydał się idealny. Zastanawiała mnie tylko jego wyjątkowo blada skóra, którą mogłam dostrzec nawet z dużej odległości w jakiej się znajdowałam. Chłopak był wysoki i z pewnością silny. W naszym gronie przydałby się taki. Coś przerwało moje myśli. To była ciekawość.
Coś potoczyło się nagle pod moje nogi. Jabłko, czerwone jak krew. Krew, którą widziałam dawno temu, gdy skaleczyłam się strzałą należącą do mamy.
- O ile mi wiadomo, powinnaś teraz razem z tatusiem wyciągać ciasteczka z pieca – zadrwił i zachichotał. Nie przewidziałam tego. Nie wahałam się dłużej i powolnym ruchem wyciągnęłam z kieszeni nowej skórzanej kurtki małe metalowe krążki zakończone ostrzami. To były tak zwane shurikeny, które ostatnio stały się moją ulubioną bronią. To mama podarowała mi je na piętnaste urodziny, w nadziei, że kiedyś mi się przydadzą. Miała racje. Z resztą często miała rację. Shurikeny wykonane z żelaza były bardzo praktyczne i ostre. Pochyliłam się niezauważalnie gotowa do rzutu w tego nadętego chłopaka.
- Nie denerwuj się tak, Mellark – chłopak podniósł się, a jego czarne włosy zafalowały. Wolnym krokiem zbliżył się do mnie. Był znacznie wyższy. Przypominałam przy nim mrówkę. A z tego co słyszałam w dzieciństwie w bajkach, to jeśli się jest mrówka, w każdej sytuacji trzeba uciekać gdzie pieprz rośnie.
- Ostudziłabym się, gdybyś zachował odrobinę kultury – upomniałam go. Mój głos był przy tym taki mocny, aż się zdumiałam. Jednym ruchem schowałam broń, odwróciłam się i odeszłam kilka kroków w bok.
- I tak zawsze będziesz tylko nędzną piekareczką ! – zadał bolesny cios, a takich nienawidziłam.
Nie, nie jestem tylko córką piekarza! – krzyczałam w duszy, lecz nie miałam odwagi spojrzeć chłopakowi prosto w oczy. W końcu poczułam dreszcz. Coś w środku duszy mówiło do mnie: Płynie w Tobie krew Kosogłosa, poczuj ją.
- Uważaj – syknęłam cicho po czym jednym celnym rzutem przygwoździłam rękaw koszuli chłopaka do pnia pobliskiego drzewa. Jego twarz przybrała niesamowicie zagadkowy wyraz. Jego źrenice rozszerzyły się nagle i zastygł w bezruchu, bez możliwości ucieczki. To był mój tryumf. Nie lubiłam docinek ze strony rówieśników. Teraz udowodniłam jednemu z nich, że nie jestem taka słaba, za jaką mnie mają. Zarzuciłam kasztanowymi włosami i odeszłam, pozostawiając chłopaka przybitego do drzewa. Niech ma nauczkę – pomyślałam – Z Mellarkami nie warto zadzierać…

Zawróciłam do domu. Po chwili znalazłam się w najcudowniejszym miejscu na ziemi . Zawsze rano budził mnie zapach wypieków ojca i hałas bawiącego się na podwórzu brata. Dom był miejscem schronienia i dostatku. Kochałam rodzinne gniazdo. ‘Piekarnia Mellarków’ była chyba najsłynniejsza w Panem. Znajdowała się prawie w centrum Dwunastki, która wzrastała na nowo.
W salonie spostrzegłam starszą kobietę w kwiecistej sukience, której siwe włosy nie chciały przepuścić kryjących się za nimi jasnych kosmyków. To była moja babcia. Zdziwiłam się, bo dość rzadko nas odwiedzała. Zatrzymałam się na chwilę i ucałowałam ją. W kuchni jak zwykle krzątał się tata. Jego postawa i piękne wręcz włosy koloru zboża, nie dały po sobie poznać wieku ich właściciela, który najwidoczniej poznał sekret wiecznej młodości.
- Goldenrose, usiądź przy mnie – babcia pogładziła mnie po głowie – Ty też, Peeta, kochanie, dołącz do nas – przywołała tatę z kuchni. Usiedliśmy przy drewnianym stole w ciszy. Ta cisza trochę mnie przerażała.
- Kiedy wróci mama? – przerwał nagle mój ośmioletni brat Jay, tak jakby wyłonił się nagle spod ziemi. W takiej chwili jak ta, to pytanie było jak najbardziej na miejscu.
- Właśnie, kiedy wróci Katniss? – zawtórowała mu babcia. Zauważyłam błysk w jej oku.
- Powinna już tu być. Dziwne – ojciec zamyślił się. Nerwowo odgarnął włosy z czoła, jak gdyby coś ukrywał. Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Była piękna. Ciemne włosy jak zwykle spięła w długi warkocz. Miała na sobie swoją ulubioną skórzaną kurtkę, a w ręku trzymała łuk. Moja mama. Do rękawa miała przypiętą broszkę. Złoty ptak rozpościerał skrzydła i trzymał w dziobie strzałę. To był kosogłos, znałam go bardzo dobrze, o czym mama nie miała pojęcia.
- Mamo! Mamo! – mój brat Jay podbiegł i wtulił się w nią – Czekałem, żeby ci coś opowiedzieć!
- Nie teraz, słońce – mama odsunęła go na bok – Mam wam coś ważnego do przekazania – zdjęła nerwowym ruchem kurtkę.
- Peeta? – zwróciła się do taty i podała mu kopertę, którą wyciągnęła z kieszeni.
- Tak? – ojciec wytarł dłonie, które zapewne były całe w mące i odebrał list. Przez krótki moment gdy czytał, zaobserwowałam emocje, które przemknęły po jego twarzy. Choć siedziałam obok babci, więc dzielił nas prawie cały salon, spostrzegłam zaskoczenie, dalej przerażenie, które zdążył opanować.
- Coś się stało? – babcia na szczęście rozładowała napięcie.
Poczułam jak ściska moje palce. Może ona również się bała? Tylko czego?
- Eh, mamo – Katniss westchnęła głęboko – Podaj jej list – szepnęła do Peety.
Ledwo co babcia odczytała pierwsze zdanie zapisane na pergaminie, zbladła i w moich oczach przypominała teraz trupa. Rozpoznałam ten papier. Pochodził z Kapitolu.
- Przecież to niemożliwe – babcia była w szoku – Po tylu latach?
- Też nie mogę w to uwierzyć – tata powiedział tak cicho, że prawie nie dosłyszałam. Mama najwidoczniej rozpoznała moje zainteresowanie całą sprawą.
- Goldie, Jay, moglibyście wyjść na chwilę i pobawić się na dworze? Musimy poważnie porozmawiać z tata i babcią – wycedziła patrząc prosto na mnie. Nie, nie poddam się tak łatwo – pomyślałam.
- Ale mamo, przecież miałem ci coś opowiedzieć – Jay załkał jak niemowlę. Bardzo nie lubiłam gdy to robił, jednak w tym momencie wydało mi się to zbawieniem i ratunkiem.
- No dobrze – mama wzięła głęboki wdech.
Brat rozpromienił się.
- Więc dzisiaj w szkole mieliśmy lekcje o rebelii, Kapitolu i Głodowych Igrzyskach – gdy wypowiedział ostatnie słowa rodzice zbledli tak jak wcześniej babcia – Na lekcje przyszedł prawdziwy weteran wojny, prawdziwy żołnierz i dowódca. Był taki wspaniały! – zachwycił się Jay - ...opowiadał nam o powstaniu, o tym jak walczył – chłopiec zagryzł wargi – Dlatego chciałem cię zapytać, mamo, czy znasz żołnierza Gale’a Hawthorne’a?
To było jak błyskawica. Matka osunęła się na podłogę, a ojciec prawie że warknął na mojego brata, aby wyszedł. Ja zostałam niezauważona przez niego.
- Katniss, kochanie uspokój się – tata starał się podnieść ją na duchu – Wiedzieliśmy, że to kiedyś musi nastąpić. Nadal wierzysz, że Goldenrose nie wie nic o Igrzyskach?
- Nie! – wydarła się matka – Nie będzie taka jak ja! Jej życie będzie lepsze!
- Tak, na pewno będzie – Peeta ujął ją w ramiona. Mruczał jej coś do ucha, aż nastała cisza. Grobowa cisza.
- Lepiej porozmawiajmy o liście od Prezydent Paylor – babcia zabrała głos.
Ten list jest od Prezydent Paylor? W życiu nie byłam aż tak zaskoczona. Czego Paylor chciała od mojej rodziny? Znałam Głodowe Igrzyska, znałam historię rebelii, znałam Kosogłosa, ale pierwszy raz w życiu nie wiedziałam czemu moja mama płacze.
- Mamy problem z wnuczką Snow’a, potrzebujemy Cię, Kosogłosie - Katniss zarecytowała fragment listu z Kapitolu, potem zgięła pergamin i podarła na kawałki, lecz nie wyraziła przy tym żadnych emocji.
- Jedź tam, Katniss – babcia nie dała za wygraną.
- Też uważam, że powinnaś – Peeta ją poparł – A może zabrałabyś dzieci? No wiesz… na wycieczkę. Opowiedziałabyś im o tamtych latach i nie wypytywałyby nas tak często.
- Nie ma mowy! Nigdzie nie jadą! – matka poczerwieniała ze złości. Wiem, że się o nas martwi, ale dlaczego nie pozwoli nam poznać prawdy? W końcu to musi nastąpić.
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się.
- Powinnaś zabrać córkę. Z resztą syn też jest już wystarczająco duży. Popieram Peetę – wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna przekroczył próg naszego domu. Jego przystojna twarz nie chciała zdradzać wieku. Przyglądałam się bacznie dalszemu rozwojowi wydarzeń.
- Gale! – wyrwało się mamie. Ruszyła mu na powitanie jednak po chwili zastygła. Od razu zorientowałam się, że to ten żołnierz, o którym mówił Jay. Matka na pewno go znała. Chyba nawet za dobrze.


- Skąd ty tu…
- To ja zaprosiłem pana Hawthorne’a, bo cały czas myślałem, że to twój znajomy- Jay zawstydził się – Ale chyba mam racje. Znasz go, prawda, mamo?
- Tyle lat, tyle lat…- pytaniu brata odpowiedział tylko szept mamy. Gość nie odezwał się ani słowem.
Nagle podniosła się babcia.
- Na powitanie jeszcze przyjdzie czas – pomimo swych słów podeszła i podała Gale’owi rękę – Sądzę, że nasz gość przybył tu w innej sprawie.
- Tak, zgadza się – Gale przytaknął grzecznie – Zostałem powiadomiony o tym, że chcą cię wezwać – zwrócił się do Katniss – Przyjechałem wczoraj, aby osobiście was powiadomić o planach Paylor, a przy okazji odwiedziłem parę szkół – spojrzał na Jay’a – Poznałem też tego miłego chłopca, który przedstawił mi się jako Jay Mellark i zaprosił do swojego domu. A więc oto jestem, Kotna.
- Dobrze – mama pogłaskała synka po głowie – Chcemy wiedzieć co się stało, że aż tak bardzo jest im potrzebna moja – jej wzrok powoli przeszedł na tatę, a potem na Gale’a – albo nasza pomoc?
- Wyjaśniłbym wam wszystko – gość zatarł ręce – Jednak jest za mało czasu na wyjaśnienia. W twojej nowej misji, Katniss, liczy się każda chwila. Pociąg czeka na ciebie już od co najmniej godziny.
- Ale jak to? – mama zdziwiła się – Nawet nie powiedziałam, że pojadę! A co będzie z dziećmi? – spojrzała na Hawthorne’a błagalnie – Peeta musi prowadzić piekarnię, a one mają chodzić do szkoły!
- Kochanie – Peeta objął ja ramieniem, aż westchnęłam z zachwytu – Ja zostanę tu razem z twoją mamą, a ty, Gale i dzieciaki pojedziecie.
- One nie jadą i koniec dyskusji! To zbyt niebezpieczne, Gale!– krzyknęła matka. Schowała twarz w dłoniach.
- Mamo, proszę – podeszłam bliżej niej – Jestem już prawie dorosła i chce znać prawdę. Wiem, że i Jay ją zrozumie – wskazałam na brata, który robił maślane oczy.
- Zdajesz sobie sprawę, że to bardzo ryzykowne? – do domu wparował ten okropny chłopak, którego spotkałam rano na łące! Nawet na mnie nie spojrzał, chociaż pewnie od razu mnie zauważył. Oczy wszystkich były skierowane na niego. Jednak chłopak zawstydził się odrobinę i schował za plecami Gale’a.
- Ach… to mój syn Mench – Gale przedstawił go, po czym skarcił Mench’a wzrokiem. Udałam, że jest mi obojętny i zwróciłam się z powrotem do mamy.
- Błagam – spojrzałam jej głęboko w oczy – Naucz mnie jak być…
- Kosogłosem. Jesteś Kosogłosem, Katniss. – uzupełniła babcia.
- Nie będę wciągać dzieci w to szaleństwo! To się źle skończy! Prim była w jej wieku gdy…- Katniss otarła łzę, która mozolnie skradała się po jej policzku. Pozostali milczeli.
Tego już było za wiele. Nie mogłam z nią jechać, bo co? Bo jestem jeszcze dzieckiem? Bzdury!
- Dlatego proponuję, aby twój syn też jechał z nimi – Peeta wstawił się za mną.
- Co?! – Gale zaniemówił. Widocznie nie przewidział takiej opcji. Ucieszyłam się, a moje ciało wypełniło przyjemne ciepło. Gdyby pan Hawthorne i jego potworny syn nas eskortowali, mogłabym pokazać temu Mench’owi na co mnie stać. Jednak cały czas zastanawiałam się czy mamę uda się przekonać. Nagle przeszedł mnie zimny dreszcz.
- Nadal stawiam na Ciebie, dziewczyno, która igrasz z ogniem. A co płynie w Twoich żyłach, płynie też w niej – tata ocalił mnie. Cytował Cinne, aż łza zakręciła się w moim oku…
Katniss zastygła na chwilę, a Peeta chyba dostrzegł moje zdenerwowanie, gdyż objął mnie jak naprawdę kochający rodzic. Wspierał mnie we wszystkim co robiłam, w każdej podjętej przeze mnie decyzji.
- Niech ci będzie. Zabiorę ją – mama odzyskała mowę i pocałowała tulącego mnie ojca w policzek – Jay i twój syn też pojadą – spojrzała na Gale’a porozumiewawczo.
Dopięłam swego. Brat ukradkiem uśmiechnął się do mnie z podziwem w oczach.
- Czas ruszać – Gale nas ponaglał.
- Jak za dawnych, dobrych lat – skwitował uśmiechnięty Peeta, a jego radość wypełniła wszystkich. Nawet mamę.
Tym sposobem rozpoczęła się moja przygoda. No może nie do końca tylko moja. Jestem w końcu Goldenrose Mellark, prawda? Córka chłopca od chleba i dziewczyny, która igra z ogniem – pary, która wygrała 74 Głodowe Igrzyska. Pary, której miłość może przezwyciężyć wszystko. Z tej miłości zrodziłam się ja i chcę nauczyć się, jak być nowym Kosogłosem...
Niech los zawsze mi sprzyja.