piątek, 18 kwietnia 2014

Powrót Kosogłosa 1

Przemierzałam powoli łąkę. Wdychałam zapach kwiatów. Wirowałam, by potem upaść na miękką, zieloną trawę. Wreszcie mogłam pobyć sama, z dala od zgiełku mojego Dystryktu. Chciałam tu zostać na wieki. Nie musiałabym dorastać, nie musiałabym spełniać oczekiwań innych. Zatrzymałabym się w miejscu i stałabym aż do śmierci. Ale życie ma również dobre strony. Przynajmniej moje. Czasem wydaje mi się, że rola córki, która pomaga ojcu w piekarni jest zbyt nużąca. Ale taki już mój los. Co prawda jeszcze nie odnalazłam swojego miejsca na świecie. Chociaż może jeszcze nie było mi dane odkryć swoje przeznaczenie.
Przez moją głowę przemknęły słowa tak dobrze znanej mi z dzieciństwa piosenki.

W oddali łąki, wejdźże do łóżka
Czeka tam na Cię z trawy poduszka.
Skłoń na niej główkę, oczęta zmruż,
Rankiem cię zbudzi słońce, twój stróż.
Tu jest bezpiecznie, ciepło jest tu,
Stokrotki polne zaradzą złu.
Najsłodsza mara tu ziszcza się,
Tutaj jest miejsce, gdzie kocham Cię.

Jednak nagle coś przerwało mój trans.
Nie przypominam sobie dokładnie jakie było moje pierwsze zdanie na jego temat. Kruczoczarne włosy średniej długości nie sięgały co prawda ramion, jednak było w nich coś innego, intrygującego. Osobnik siedział na kamieniu odwrócony do mnie plecami. Widziałam ledwie jego kontur. Z pozoru wydał się idealny. Zastanawiała mnie tylko jego wyjątkowo blada skóra, którą mogłam dostrzec nawet z dużej odległości w jakiej się znajdowałam. Chłopak był wysoki i z pewnością silny. W naszym gronie przydałby się taki. Coś przerwało moje myśli. To była ciekawość.
Coś potoczyło się nagle pod moje nogi. Jabłko, czerwone jak krew. Krew, którą widziałam dawno temu, gdy skaleczyłam się strzałą należącą do mamy.
- O ile mi wiadomo, powinnaś teraz razem z tatusiem wyciągać ciasteczka z pieca – zadrwił i zachichotał. Nie przewidziałam tego. Nie wahałam się dłużej i powolnym ruchem wyciągnęłam z kieszeni nowej skórzanej kurtki małe metalowe krążki zakończone ostrzami. To były tak zwane shurikeny, które ostatnio stały się moją ulubioną bronią. To mama podarowała mi je na piętnaste urodziny, w nadziei, że kiedyś mi się przydadzą. Miała racje. Z resztą często miała rację. Shurikeny wykonane z żelaza były bardzo praktyczne i ostre. Pochyliłam się niezauważalnie gotowa do rzutu w tego nadętego chłopaka.
- Nie denerwuj się tak, Mellark – chłopak podniósł się, a jego czarne włosy zafalowały. Wolnym krokiem zbliżył się do mnie. Był znacznie wyższy. Przypominałam przy nim mrówkę. A z tego co słyszałam w dzieciństwie w bajkach, to jeśli się jest mrówka, w każdej sytuacji trzeba uciekać gdzie pieprz rośnie.
- Ostudziłabym się, gdybyś zachował odrobinę kultury – upomniałam go. Mój głos był przy tym taki mocny, aż się zdumiałam. Jednym ruchem schowałam broń, odwróciłam się i odeszłam kilka kroków w bok.
- I tak zawsze będziesz tylko nędzną piekareczką ! – zadał bolesny cios, a takich nienawidziłam.
Nie, nie jestem tylko córką piekarza! – krzyczałam w duszy, lecz nie miałam odwagi spojrzeć chłopakowi prosto w oczy. W końcu poczułam dreszcz. Coś w środku duszy mówiło do mnie: Płynie w Tobie krew Kosogłosa, poczuj ją.
- Uważaj – syknęłam cicho po czym jednym celnym rzutem przygwoździłam rękaw koszuli chłopaka do pnia pobliskiego drzewa. Jego twarz przybrała niesamowicie zagadkowy wyraz. Jego źrenice rozszerzyły się nagle i zastygł w bezruchu, bez możliwości ucieczki. To był mój tryumf. Nie lubiłam docinek ze strony rówieśników. Teraz udowodniłam jednemu z nich, że nie jestem taka słaba, za jaką mnie mają. Zarzuciłam kasztanowymi włosami i odeszłam, pozostawiając chłopaka przybitego do drzewa. Niech ma nauczkę – pomyślałam – Z Mellarkami nie warto zadzierać…

Zawróciłam do domu. Po chwili znalazłam się w najcudowniejszym miejscu na ziemi . Zawsze rano budził mnie zapach wypieków ojca i hałas bawiącego się na podwórzu brata. Dom był miejscem schronienia i dostatku. Kochałam rodzinne gniazdo. ‘Piekarnia Mellarków’ była chyba najsłynniejsza w Panem. Znajdowała się prawie w centrum Dwunastki, która wzrastała na nowo.
W salonie spostrzegłam starszą kobietę w kwiecistej sukience, której siwe włosy nie chciały przepuścić kryjących się za nimi jasnych kosmyków. To była moja babcia. Zdziwiłam się, bo dość rzadko nas odwiedzała. Zatrzymałam się na chwilę i ucałowałam ją. W kuchni jak zwykle krzątał się tata. Jego postawa i piękne wręcz włosy koloru zboża, nie dały po sobie poznać wieku ich właściciela, który najwidoczniej poznał sekret wiecznej młodości.
- Goldenrose, usiądź przy mnie – babcia pogładziła mnie po głowie – Ty też, Peeta, kochanie, dołącz do nas – przywołała tatę z kuchni. Usiedliśmy przy drewnianym stole w ciszy. Ta cisza trochę mnie przerażała.
- Kiedy wróci mama? – przerwał nagle mój ośmioletni brat Jay, tak jakby wyłonił się nagle spod ziemi. W takiej chwili jak ta, to pytanie było jak najbardziej na miejscu.
- Właśnie, kiedy wróci Katniss? – zawtórowała mu babcia. Zauważyłam błysk w jej oku.
- Powinna już tu być. Dziwne – ojciec zamyślił się. Nerwowo odgarnął włosy z czoła, jak gdyby coś ukrywał. Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Była piękna. Ciemne włosy jak zwykle spięła w długi warkocz. Miała na sobie swoją ulubioną skórzaną kurtkę, a w ręku trzymała łuk. Moja mama. Do rękawa miała przypiętą broszkę. Złoty ptak rozpościerał skrzydła i trzymał w dziobie strzałę. To był kosogłos, znałam go bardzo dobrze, o czym mama nie miała pojęcia.
- Mamo! Mamo! – mój brat Jay podbiegł i wtulił się w nią – Czekałem, żeby ci coś opowiedzieć!
- Nie teraz, słońce – mama odsunęła go na bok – Mam wam coś ważnego do przekazania – zdjęła nerwowym ruchem kurtkę.
- Peeta? – zwróciła się do taty i podała mu kopertę, którą wyciągnęła z kieszeni.
- Tak? – ojciec wytarł dłonie, które zapewne były całe w mące i odebrał list. Przez krótki moment gdy czytał, zaobserwowałam emocje, które przemknęły po jego twarzy. Choć siedziałam obok babci, więc dzielił nas prawie cały salon, spostrzegłam zaskoczenie, dalej przerażenie, które zdążył opanować.
- Coś się stało? – babcia na szczęście rozładowała napięcie.
Poczułam jak ściska moje palce. Może ona również się bała? Tylko czego?
- Eh, mamo – Katniss westchnęła głęboko – Podaj jej list – szepnęła do Peety.
Ledwo co babcia odczytała pierwsze zdanie zapisane na pergaminie, zbladła i w moich oczach przypominała teraz trupa. Rozpoznałam ten papier. Pochodził z Kapitolu.
- Przecież to niemożliwe – babcia była w szoku – Po tylu latach?
- Też nie mogę w to uwierzyć – tata powiedział tak cicho, że prawie nie dosłyszałam. Mama najwidoczniej rozpoznała moje zainteresowanie całą sprawą.
- Goldie, Jay, moglibyście wyjść na chwilę i pobawić się na dworze? Musimy poważnie porozmawiać z tata i babcią – wycedziła patrząc prosto na mnie. Nie, nie poddam się tak łatwo – pomyślałam.
- Ale mamo, przecież miałem ci coś opowiedzieć – Jay załkał jak niemowlę. Bardzo nie lubiłam gdy to robił, jednak w tym momencie wydało mi się to zbawieniem i ratunkiem.
- No dobrze – mama wzięła głęboki wdech.
Brat rozpromienił się.
- Więc dzisiaj w szkole mieliśmy lekcje o rebelii, Kapitolu i Głodowych Igrzyskach – gdy wypowiedział ostatnie słowa rodzice zbledli tak jak wcześniej babcia – Na lekcje przyszedł prawdziwy weteran wojny, prawdziwy żołnierz i dowódca. Był taki wspaniały! – zachwycił się Jay - ...opowiadał nam o powstaniu, o tym jak walczył – chłopiec zagryzł wargi – Dlatego chciałem cię zapytać, mamo, czy znasz żołnierza Gale’a Hawthorne’a?
To było jak błyskawica. Matka osunęła się na podłogę, a ojciec prawie że warknął na mojego brata, aby wyszedł. Ja zostałam niezauważona przez niego.
- Katniss, kochanie uspokój się – tata starał się podnieść ją na duchu – Wiedzieliśmy, że to kiedyś musi nastąpić. Nadal wierzysz, że Goldenrose nie wie nic o Igrzyskach?
- Nie! – wydarła się matka – Nie będzie taka jak ja! Jej życie będzie lepsze!
- Tak, na pewno będzie – Peeta ujął ją w ramiona. Mruczał jej coś do ucha, aż nastała cisza. Grobowa cisza.
- Lepiej porozmawiajmy o liście od Prezydent Paylor – babcia zabrała głos.
Ten list jest od Prezydent Paylor? W życiu nie byłam aż tak zaskoczona. Czego Paylor chciała od mojej rodziny? Znałam Głodowe Igrzyska, znałam historię rebelii, znałam Kosogłosa, ale pierwszy raz w życiu nie wiedziałam czemu moja mama płacze.
- Mamy problem z wnuczką Snow’a, potrzebujemy Cię, Kosogłosie - Katniss zarecytowała fragment listu z Kapitolu, potem zgięła pergamin i podarła na kawałki, lecz nie wyraziła przy tym żadnych emocji.
- Jedź tam, Katniss – babcia nie dała za wygraną.
- Też uważam, że powinnaś – Peeta ją poparł – A może zabrałabyś dzieci? No wiesz… na wycieczkę. Opowiedziałabyś im o tamtych latach i nie wypytywałyby nas tak często.
- Nie ma mowy! Nigdzie nie jadą! – matka poczerwieniała ze złości. Wiem, że się o nas martwi, ale dlaczego nie pozwoli nam poznać prawdy? W końcu to musi nastąpić.
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się.
- Powinnaś zabrać córkę. Z resztą syn też jest już wystarczająco duży. Popieram Peetę – wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna przekroczył próg naszego domu. Jego przystojna twarz nie chciała zdradzać wieku. Przyglądałam się bacznie dalszemu rozwojowi wydarzeń.
- Gale! – wyrwało się mamie. Ruszyła mu na powitanie jednak po chwili zastygła. Od razu zorientowałam się, że to ten żołnierz, o którym mówił Jay. Matka na pewno go znała. Chyba nawet za dobrze.


- Skąd ty tu…
- To ja zaprosiłem pana Hawthorne’a, bo cały czas myślałem, że to twój znajomy- Jay zawstydził się – Ale chyba mam racje. Znasz go, prawda, mamo?
- Tyle lat, tyle lat…- pytaniu brata odpowiedział tylko szept mamy. Gość nie odezwał się ani słowem.
Nagle podniosła się babcia.
- Na powitanie jeszcze przyjdzie czas – pomimo swych słów podeszła i podała Gale’owi rękę – Sądzę, że nasz gość przybył tu w innej sprawie.
- Tak, zgadza się – Gale przytaknął grzecznie – Zostałem powiadomiony o tym, że chcą cię wezwać – zwrócił się do Katniss – Przyjechałem wczoraj, aby osobiście was powiadomić o planach Paylor, a przy okazji odwiedziłem parę szkół – spojrzał na Jay’a – Poznałem też tego miłego chłopca, który przedstawił mi się jako Jay Mellark i zaprosił do swojego domu. A więc oto jestem, Kotna.
- Dobrze – mama pogłaskała synka po głowie – Chcemy wiedzieć co się stało, że aż tak bardzo jest im potrzebna moja – jej wzrok powoli przeszedł na tatę, a potem na Gale’a – albo nasza pomoc?
- Wyjaśniłbym wam wszystko – gość zatarł ręce – Jednak jest za mało czasu na wyjaśnienia. W twojej nowej misji, Katniss, liczy się każda chwila. Pociąg czeka na ciebie już od co najmniej godziny.
- Ale jak to? – mama zdziwiła się – Nawet nie powiedziałam, że pojadę! A co będzie z dziećmi? – spojrzała na Hawthorne’a błagalnie – Peeta musi prowadzić piekarnię, a one mają chodzić do szkoły!
- Kochanie – Peeta objął ja ramieniem, aż westchnęłam z zachwytu – Ja zostanę tu razem z twoją mamą, a ty, Gale i dzieciaki pojedziecie.
- One nie jadą i koniec dyskusji! To zbyt niebezpieczne, Gale!– krzyknęła matka. Schowała twarz w dłoniach.
- Mamo, proszę – podeszłam bliżej niej – Jestem już prawie dorosła i chce znać prawdę. Wiem, że i Jay ją zrozumie – wskazałam na brata, który robił maślane oczy.
- Zdajesz sobie sprawę, że to bardzo ryzykowne? – do domu wparował ten okropny chłopak, którego spotkałam rano na łące! Nawet na mnie nie spojrzał, chociaż pewnie od razu mnie zauważył. Oczy wszystkich były skierowane na niego. Jednak chłopak zawstydził się odrobinę i schował za plecami Gale’a.
- Ach… to mój syn Mench – Gale przedstawił go, po czym skarcił Mench’a wzrokiem. Udałam, że jest mi obojętny i zwróciłam się z powrotem do mamy.
- Błagam – spojrzałam jej głęboko w oczy – Naucz mnie jak być…
- Kosogłosem. Jesteś Kosogłosem, Katniss. – uzupełniła babcia.
- Nie będę wciągać dzieci w to szaleństwo! To się źle skończy! Prim była w jej wieku gdy…- Katniss otarła łzę, która mozolnie skradała się po jej policzku. Pozostali milczeli.
Tego już było za wiele. Nie mogłam z nią jechać, bo co? Bo jestem jeszcze dzieckiem? Bzdury!
- Dlatego proponuję, aby twój syn też jechał z nimi – Peeta wstawił się za mną.
- Co?! – Gale zaniemówił. Widocznie nie przewidział takiej opcji. Ucieszyłam się, a moje ciało wypełniło przyjemne ciepło. Gdyby pan Hawthorne i jego potworny syn nas eskortowali, mogłabym pokazać temu Mench’owi na co mnie stać. Jednak cały czas zastanawiałam się czy mamę uda się przekonać. Nagle przeszedł mnie zimny dreszcz.
- Nadal stawiam na Ciebie, dziewczyno, która igrasz z ogniem. A co płynie w Twoich żyłach, płynie też w niej – tata ocalił mnie. Cytował Cinne, aż łza zakręciła się w moim oku…
Katniss zastygła na chwilę, a Peeta chyba dostrzegł moje zdenerwowanie, gdyż objął mnie jak naprawdę kochający rodzic. Wspierał mnie we wszystkim co robiłam, w każdej podjętej przeze mnie decyzji.
- Niech ci będzie. Zabiorę ją – mama odzyskała mowę i pocałowała tulącego mnie ojca w policzek – Jay i twój syn też pojadą – spojrzała na Gale’a porozumiewawczo.
Dopięłam swego. Brat ukradkiem uśmiechnął się do mnie z podziwem w oczach.
- Czas ruszać – Gale nas ponaglał.
- Jak za dawnych, dobrych lat – skwitował uśmiechnięty Peeta, a jego radość wypełniła wszystkich. Nawet mamę.
Tym sposobem rozpoczęła się moja przygoda. No może nie do końca tylko moja. Jestem w końcu Goldenrose Mellark, prawda? Córka chłopca od chleba i dziewczyny, która igra z ogniem – pary, która wygrała 74 Głodowe Igrzyska. Pary, której miłość może przezwyciężyć wszystko. Z tej miłości zrodziłam się ja i chcę nauczyć się, jak być nowym Kosogłosem...
Niech los zawsze mi sprzyja.


5 komentarzy:

  1. Tak samo dobre jak za pierwszym razem gdy czytała :D
    Cieszę się, że w końcu założyłaś tego bloga.
    Of kors obserwuje!
    Pozdrawiam
    Paulla K

    OdpowiedzUsuń
  2. No nareszcie. Czyta się tak samo świetnie jak ostatnio. Obserwuję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne :D
    Piękne imię :D Goldenrose <3
    Niezła akcja xD Jadą do Kapitolu i będą uczyć Goldenrose być nowym Kosogłosem? ;o Nieźle xD
    Denerwuje mnie ten Mench :/ Dziwny jest xD Tak samo jak Gale, którego nie lubię xD
    Pozdrawiam i lecę czytać dalej xD
    Ps. Świetny pomysł na opowiadanie ;)

    OdpowiedzUsuń