Kolejny, już dawno opublikowany rozdział :) Dziękuje dziewczynom za komentarze. W tym rozdziale pojawia sie nowa postać - zagadka dla czytających: KTO JEST NOWY? Piszcie w komentarzach
------------------------------------------------------------------
Dystrykt Czwarty jest piękny. Rybołówstwo. Mama pozwoliła mi i Jay’owi jechać, bez wahania. Wydaje mi się, że załamała już nad nami ręce. Ciągle chodzi ze spuszczoną głową. Ukrywa coś. Atmosfera stała się bardzo nieprzyjemna. Wracając do Czwórki, nigdy nie byłam nad morzem. Pierwsze pływackie umiejętności rozwinęłam w wieku półtora roku, kiedy taplałam się beztrosko w miednicy z wodą. Parę razy w życiu byłam z rodzicami nad jeziorem. Rzadko opuszczałam nasz rodzinny dom na Złożysku. Zasady były proste. Musiałam uczęszczać do szkoły. Nie mogłam chodzić sama do lasu, nie mogłam chodzić na Ćwiek. Czułam się jak w klatce. Nie chodziło tu o moich rodziców. Są naprawdę najlepsi pod słońcem, jednak czasem mam wrażenie, że próbują odgrodzić mnie od świata, którego jeszcze nie poznałam, a który wydaje mi się wspaniały. Po przyjeździe Magnick zaprowadził nas do swojego rodzinnego domu. W niewielkim salonie zastaliśmy Annie Crestę, matkę Magnicka. Nie wiedziała o celu naszej wyprawy, wydawała się zaskoczona. Wymieniły z Katniss spojrzenia, po czym razem z bratem zostaliśmy wyściskani przez żonę Finnicka Odair’a. To było moje pierwsze spotkanie z tą cudną osobą. Pierwszy raz poczułam, że odnalazłam się w towarzystwie. Wśród przyjaciół mojej mamy wyróżniałam się swoim nazwiskiem. Mellark. Każdy chciał poznać dzieci pary igrającej z ogniem. Zauważyłam jak mama wolnym gestem nakazuje Rakonowi i pozostałym strażnikom zrobić obchód.
Przecież szukamy zbiegłej Cordelii Snow.
- Rozumiem,że zamierzacie spędzić tu kilka dni? – zapytała Annie z nadzieją w oczach. Miała już swoje lata, odchowała syna, który ruszył w świat, a jej dom opustoszał, na pewno czuła się odrobinę samotna i wyczekiwała gości.
- Rozumiem,że zamierzacie spędzić tu kilka dni? – zapytała Annie z nadzieją w oczach. Miała już swoje lata, odchowała syna, który ruszył w świat, a jej dom opustoszał, na pewno czuła się odrobinę samotna i wyczekiwała gości.
- Oczywiście, przecież tak dawno się nie widzieliśmy – odparła Johanna Mason, które również pojechała z nami. Objęła Crestę ramieniem i wyciągnęła ją na długi spacer, a my w tym czasie mogliśmy bez problemu zorganizować poszukiwania Snow. Podczas nieobecności właścicielki domu, mama zdecydowała, że nasza trzyosobowa rodzina Mellarków zajmie jeden z trzech pokoi na piętrze domku obok plaży, strażnicy zaś mieli rozbić namioty przy wejściu. Uciekłam od tego całego zamieszania prosto na plażę. Chciałam wreszcie poczuć piasek między palcami, popływać. Morze odwróciło moją uwagę od wrażenia, że ktoś za mną idzie. Nieśmiało ściągnęłam pełne skórzane buty i weszłam do wody.
- Jest zimna – usłyszałam za plecami – Nie radzę wchodzić.
- Możesz dać mi spokój, Mench? – wrzasnęłam i odwróciłam się. Kto inny mógł mi dokuczać,jak nie on? - Masz rację, Mench Hawthorne jest odrobinę niewychowany – okazało się, że za mną stał wysoki blondyn o szelmowskim uśmiechu. Odetchnęłam z ulgą.
- Odrobinę? - To chyba źle powiedziane – uśmiechnęłam się do nieznajomego – Przepraszam, po prostu ten łajdak przyczepił się do mnie.
- Nie dziwię mu się – mruknął przybysz – Kto nie chciałby przyczepić się do takiej ślicznej dziewczyny? – rzucił cicho po czym podał mi rękę – Rhett, jestem bratem Rakona. Miałem już parę okazji, żeby zamienić słowo z Hawthorne’m, a pani powiem, że ten chłopak nie wybrał sobie byle kogo do zaczepiania – zaczerwieniłam się. Rzadko ktoś prawił mi komplementy.
- Jakoś wcześniej cię tu nie widziałam –zdziwiłam się. Dopiero teraz, gdy słońce oświetliło twarz Rhetta, zauważyłam, jaki jest przystojny. Jego złote włosy idealnie dopasowały się do lekko opalonej twarzy i zielonych ,jak letnia łąka, oczu.
- Nie pracuję w Kapitolu, jestem za młody – westchnął – Przyjechałem z Trzynastki na szkolenie do Kapitolu, staram się dostać do straży kapitolińskiej, a brat chce nauczyć mnie dyscypliny. Jednak dowiedziałem się, że wyruszył na misję. Jakimś cudem Rakon zaangażował mnie do tej akcji. Jestem do usług, panno Mellark - mrugnął do mnie – Nadal masz zamiar wejść do wody?
- Uwierz mi lub nie, ale nigdy nie kąpałam się w morzu – westchnęłam smutno. Czemu miałabym kłamać? Przyznam, że zdziwiło mnie to, iż jest z Dystryktu Trzynastego. Po powstaniu Trzynastka wróciła na mapę, ale do tej pory nie znałam nikogo, kto by stamtąd pochodził.
- W takim razie najwyższy czas – zaśmiał się. Zauroczył mnie. – Jest sposób, abyś weszła do morza nie zamaczając nóg – powiedział nieśmiało i bez wahania podszedł do mnie, po czym wziął mnie na ręce i powoli przekroczył linię brzegu. Stał po łydki w słonej wodzie, a ja czułam się jak małe dziecko, które trzeba wszędzie nosić. Byłam zła, że tak mnie potraktował, ale uświadomiłam sobie, iż Rhett jest jak na razie jedyną osobą, która okazuje mi sympatię nie zwracając uwagi na to, co dzieje się wokół. Poczułam się o wiele lepiej mogąc rozerwać się choć na chwilę. Jakże brakowało mi takich chwil – pomyślałam o mamie, tacie, Jay’u i naszych wspólnych zabawach na Łące w dzieciństwie.
- Nie musisz mnie niańczyć, mam nogi – wypaliłam w końcu – I nie obchodzi mnie, czy przez zimną wodę ucierpię.
- Przepraszam – speszył się chłopak i postawił mnie w wodzie. Dopiero teraz zauważyła jaki jest przystojny. Jego skóra miała odcień lekkiego brązu, niebieskie oczy patrzyły na mnie smutno, a jasne włosy rozwiewał wiatr – Nie powinienem był, już mnie tu nie ma…
- Nie! Ja…- chyba posunęłam się za daleko - …chcę żebyś został. Rzadko mam szansę robić coś… dla własnej przyjemności – Tak, to prawda. Zwykle tylko wykonuje polecenia innych.
- W takim razie będę wiernie ci towarzyszył, panno Mellark – odparł stanowczo.
- Wystarczy Goldenrose – upomniałam go.
- A więc, Goldenrose, czy miałabyś ochotę przejść się ze mną po plaży? – zapytał z błyskiem w oku.
- Z przyjemnością – odparłam radosna – A co jeśli… wiesz, Rhett, moja matka nienawidzi kiedy się obijam.
- Trudno. Będzie musiała na ciebie poczekać, a ty będziesz musiała się jej postawić – stwierdził gdy wyszliśmy z wody.
- Nie potrafię – spuściłam głowę
- Musisz pokazać, że kierujesz się własnymi zasadami, że jesteś wolna. W końcu nie każdy dzieciak ma za matkę Katniss Everdeen.
- Nie każdy ma i nie każdy chciałby mieć – westchnęłam – Moje nazwisko to brzemię.
- Ale Goldenrose Mellark jest jedyna na milion – zauważył Rhett.
- Zazdrościsz? – szybko zażartowałam by odgonić złe myśli i ruszyliśmy wzdłuż plaży. Wdychałam morską bryzę, morze szumiało w moich uszach, towarzystwo Rhetta coraz bardziej mi się podobało. Czas płynął, a ja czułam się szczęśliwa. Chłopak przykucnął i napisał napiasku moje imię. Z utęsknieniem patrzyliśmy jak woda zmywa po kolei litery, zaczynając od G, a kończąc na E.
- Powinniśmy wracać – stwierdzam stanowczo. Przed oczami mam obraz rozwścieczonej matki. Zawracamy, a gdy jesteśmy już blisko domu Magnick'a, zaskakuje nas dźwięk rąbanego drewna.
- Chyba szykują ognisko, zobaczymy się na nim - rzuca Rhett po czym odwraca się, macha do mnie i znika w mroku nocy. Ognisko...Zaskoczona tą myślą, podążam za dźwiękiem. Tyle mnie ominęło, gdy spacerowaliśmy po plaży. Po chwili ujrzałam Johannę Mason z siekierą w ręku.
- Co za cholerstwo - jęczy pod nosem.
- Przepraszam - zwracam jej uwagę - Może mogłabym pomóc?Johanna odwraca się gwałtownie.
- Jeśli nie poucinasz sobie palców, mała - zgadza się z uśmiechem na ustach. Podaje mi siekierę i odchodzi na bok. Chwytam czarny jak smołą trzon, biorę zamach, trafiam w belkę, ani drgnęła. Próbuje jeszcze raz.
- Masz za mało siły, ale za to dużo pewności siebie, co? - stwierdza kobieta - Spróbuj trafić z boku. Idąc za jej radę, trafiam belkę z boku. Rozpada się idealnie na dwa kawałki. Uśmiecham się w duchu.
- Brawo, to była ostatnia - Johanna bierze na ręce cztery szczapy drewna - Teraz ułożymy z nich stos - wskazuje miejsce na piasku, niedaleko od brzegu. Posłusznie podnoszę kilka kawałków i kładę je na tych przyniesionych przez Johannę.
- Więc, jak to jest? - zagaduje nagle Mason - Być córką Everdeen?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam – kłamię zabierając kolejne szczapy.
-Nigdy nie myślałaś o swoich rodzicach, jako o bohaterach?
- Nie chcą żebym wiedziała. Próbowali zachować tajemnicę, ale tata nie wytrzymał - zachichotałam.
- No tak, czego Peeta nie zrobiłby dla swoich dzieci - Johanna zawtórowała mi - A Katniss?
- Mama...- głos mi się załamał. Co mogłam powiedzieć? Że moja matka z całej siły stara się trzymać mnie z dala od prawdy? Od historii, od jej dawnego życia?
- Mała - Mason chyba wyczuła moje napięcie. Patrzy na mnie życzliwie, a ja dopiero terazwidzę, jaka jest piękna. Jej ciemne oczy, które niejedno już widziały, wyglądają jakby należały do drapieżnika, jednak udaje mi się dostrzec w nich nutkę spokoju. Następnie jej włosy - dokładnie takie, jak opisywał tata. Sięgające do ramion kosmyki ciemne jak noc, przeplatały się z tymi pofarbowanymi na fioletowo. Podczas parad i wszystkich swoich występów w Kapitolu jej włosy miały zawsze taki kolor i tak już pozostało. Jest wyjątkowa - Możesz mi powiedzieć.
- Po prostu czuję, że jest między nami przepaść. Mam już piętnaście lat, jestem samodzielna i chce dokonywać własnych wyborów. Niestety, odnoszę wrażenie, że mama mi to uniemożliwia - wyznałam w końcu. Johana zaprzestała układać stos na ognisko, usiadła na piasku i gestem nakazał mi do siebie dołączyć.
- Katniss dużo przeszła. Wyobraź sobie, że pewno dnia ktoś oznajmia ci, iż od tej pory jesteś symbolem powstania i musisz poprowadzić ludzi do walki. Ona chce cie chronić przed tym, przez co najbardziej cierpiała. A jeśli czujesz się dość silna, by pomóc jej nieść ciężar dawnych lat, powinnaś jej to uświadomić. Takie jest moje zdanie.
- Dziękuję - nieśmiało uścisnęłam zwyciężczynie z Siódemki, a ona przytuliła mnie z wzajemnością. W końcu wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną. Z oddali usłyszałyśmy głosy.
- Czas zaczynać! - Johanna poderwała się z miejsca - Pewnie spostrzegli, że stos już gotowy.
- Tylko proszę, ani słowa mojej matce - spojrzałam na nią błagalnie.
- Obiecuję - puściła do mnie oko.
***
- Będziemy piec rybę, prawda? -Jay był strasznie podekscytowany ogniskiem. Kiedy wszyscy już się zebrali, Magnick i Rhett rozpalili ogień. Ciepło bijące od płomienia i przyjemna atmosfera poprawiły mi nastrój. Tej pięknej chwili nie popsuje nawet Mench, który smaży swój kawałek świeżo złowionej przez Rakona i żołnierzy ryby, obok mnie.
- Obawiam się, że zostawienie Beetego samego w Kapitolu to nie był dobry pomysł - mama odezwała się do Gale'a najciszej jak potrafiła.
- Nie przesadzaj, zawsze niepotrzebnie się martwisz. Beete ma wszystko pod kontrolą, a my możemy w spokoju zająć się Cordelią - zgasił ją Gale. Śmialiśmy się z Rhettem, ochoczo rozmawialiśmy i żartowaliśmy z Johanną, Jay’em, Annie. Nie przypuszczałam, że wyprawa do Czwórki w pogoni za Cordelią Snow będzie tak wspaniała. Chociaż do tej pory żaden z żołnierzy nie znalazł uciekinierki. Może Magnick kłamał?
- Pamiętam kiedy Johanna pierwszy raz przyjechała odwiedzić mnie tutaj – podsłuchałam
kawałek rozmowy toczącej się między dorosłymi – To było rok po narodzinach Nick'a – Annie pieszczotliwie zdrabniała imię syna – Nie mogła wytrzymać…smrodu.
- Nie mam, nie miałam i nie zamierzam mieć dzieci – zaperzyła się Mason – Ale widzę, że śmiesz was moje obrzydzenie, co do pieluch – znowu wszyscy wybuchli śmiechem. Nie wiem ile czasu siedzimy nad brzegiem morza, wszyscy, wszyscy razem. Ci, którzy przeżyli rebelię zarówno jak i ci, którzy teraz mają szansę na lepsze życie.
- Nic nie zjadłaś – mama dosiada się do mnie na piasku – Co się stało?
- Martwię się – krzyżuję ręce na piersi – Tyle się teraz wokół dzieje. Cała ta tajemnica zniknięcia Prezydent Paylor…
- Tak, też ciągle chodzi mi to po głowie. Ale pamiętaj, zabrałam ciebie i twojego brata, na wasze życzenie. Zgodziłam się z nadzieją, że będziesz wytrzymała. Więc postaraj się być silna – Katniss przygarnia mnie ramieniem – Może i nie znaleźliśmy dzisiaj tego, czego szukamy, ale przynajmniej mamy okazję spędzić trochę czasu z nimi – kieruje wzrok na grupkę naszych przyjaciół bawiących się przy ognisku.
- Wykorzystajmy ten czas – Gale podchodzi i dołącza do naszej rozmowy. Ponownie się uśmiecham. Chwila jest ulotna. Nagle nadbiega jeden z żołnierzy należący do oddziału Rakona.
- Jest zimna – usłyszałam za plecami – Nie radzę wchodzić.
- Możesz dać mi spokój, Mench? – wrzasnęłam i odwróciłam się. Kto inny mógł mi dokuczać,jak nie on? - Masz rację, Mench Hawthorne jest odrobinę niewychowany – okazało się, że za mną stał wysoki blondyn o szelmowskim uśmiechu. Odetchnęłam z ulgą.
- Odrobinę? - To chyba źle powiedziane – uśmiechnęłam się do nieznajomego – Przepraszam, po prostu ten łajdak przyczepił się do mnie.
- Nie dziwię mu się – mruknął przybysz – Kto nie chciałby przyczepić się do takiej ślicznej dziewczyny? – rzucił cicho po czym podał mi rękę – Rhett, jestem bratem Rakona. Miałem już parę okazji, żeby zamienić słowo z Hawthorne’m, a pani powiem, że ten chłopak nie wybrał sobie byle kogo do zaczepiania – zaczerwieniłam się. Rzadko ktoś prawił mi komplementy.
- Jakoś wcześniej cię tu nie widziałam –zdziwiłam się. Dopiero teraz, gdy słońce oświetliło twarz Rhetta, zauważyłam, jaki jest przystojny. Jego złote włosy idealnie dopasowały się do lekko opalonej twarzy i zielonych ,jak letnia łąka, oczu.
- Nie pracuję w Kapitolu, jestem za młody – westchnął – Przyjechałem z Trzynastki na szkolenie do Kapitolu, staram się dostać do straży kapitolińskiej, a brat chce nauczyć mnie dyscypliny. Jednak dowiedziałem się, że wyruszył na misję. Jakimś cudem Rakon zaangażował mnie do tej akcji. Jestem do usług, panno Mellark - mrugnął do mnie – Nadal masz zamiar wejść do wody?
- Uwierz mi lub nie, ale nigdy nie kąpałam się w morzu – westchnęłam smutno. Czemu miałabym kłamać? Przyznam, że zdziwiło mnie to, iż jest z Dystryktu Trzynastego. Po powstaniu Trzynastka wróciła na mapę, ale do tej pory nie znałam nikogo, kto by stamtąd pochodził.
- W takim razie najwyższy czas – zaśmiał się. Zauroczył mnie. – Jest sposób, abyś weszła do morza nie zamaczając nóg – powiedział nieśmiało i bez wahania podszedł do mnie, po czym wziął mnie na ręce i powoli przekroczył linię brzegu. Stał po łydki w słonej wodzie, a ja czułam się jak małe dziecko, które trzeba wszędzie nosić. Byłam zła, że tak mnie potraktował, ale uświadomiłam sobie, iż Rhett jest jak na razie jedyną osobą, która okazuje mi sympatię nie zwracając uwagi na to, co dzieje się wokół. Poczułam się o wiele lepiej mogąc rozerwać się choć na chwilę. Jakże brakowało mi takich chwil – pomyślałam o mamie, tacie, Jay’u i naszych wspólnych zabawach na Łące w dzieciństwie.
- Nie musisz mnie niańczyć, mam nogi – wypaliłam w końcu – I nie obchodzi mnie, czy przez zimną wodę ucierpię.
- Przepraszam – speszył się chłopak i postawił mnie w wodzie. Dopiero teraz zauważyła jaki jest przystojny. Jego skóra miała odcień lekkiego brązu, niebieskie oczy patrzyły na mnie smutno, a jasne włosy rozwiewał wiatr – Nie powinienem był, już mnie tu nie ma…
- Nie! Ja…- chyba posunęłam się za daleko - …chcę żebyś został. Rzadko mam szansę robić coś… dla własnej przyjemności – Tak, to prawda. Zwykle tylko wykonuje polecenia innych.
- W takim razie będę wiernie ci towarzyszył, panno Mellark – odparł stanowczo.
- Wystarczy Goldenrose – upomniałam go.
- A więc, Goldenrose, czy miałabyś ochotę przejść się ze mną po plaży? – zapytał z błyskiem w oku.
- Z przyjemnością – odparłam radosna – A co jeśli… wiesz, Rhett, moja matka nienawidzi kiedy się obijam.
- Trudno. Będzie musiała na ciebie poczekać, a ty będziesz musiała się jej postawić – stwierdził gdy wyszliśmy z wody.
- Nie potrafię – spuściłam głowę
- Musisz pokazać, że kierujesz się własnymi zasadami, że jesteś wolna. W końcu nie każdy dzieciak ma za matkę Katniss Everdeen.
- Nie każdy ma i nie każdy chciałby mieć – westchnęłam – Moje nazwisko to brzemię.
- Ale Goldenrose Mellark jest jedyna na milion – zauważył Rhett.
- Zazdrościsz? – szybko zażartowałam by odgonić złe myśli i ruszyliśmy wzdłuż plaży. Wdychałam morską bryzę, morze szumiało w moich uszach, towarzystwo Rhetta coraz bardziej mi się podobało. Czas płynął, a ja czułam się szczęśliwa. Chłopak przykucnął i napisał napiasku moje imię. Z utęsknieniem patrzyliśmy jak woda zmywa po kolei litery, zaczynając od G, a kończąc na E.
- Powinniśmy wracać – stwierdzam stanowczo. Przed oczami mam obraz rozwścieczonej matki. Zawracamy, a gdy jesteśmy już blisko domu Magnick'a, zaskakuje nas dźwięk rąbanego drewna.
- Chyba szykują ognisko, zobaczymy się na nim - rzuca Rhett po czym odwraca się, macha do mnie i znika w mroku nocy. Ognisko...Zaskoczona tą myślą, podążam za dźwiękiem. Tyle mnie ominęło, gdy spacerowaliśmy po plaży. Po chwili ujrzałam Johannę Mason z siekierą w ręku.
- Co za cholerstwo - jęczy pod nosem.
- Przepraszam - zwracam jej uwagę - Może mogłabym pomóc?Johanna odwraca się gwałtownie.
- Jeśli nie poucinasz sobie palców, mała - zgadza się z uśmiechem na ustach. Podaje mi siekierę i odchodzi na bok. Chwytam czarny jak smołą trzon, biorę zamach, trafiam w belkę, ani drgnęła. Próbuje jeszcze raz.
- Masz za mało siły, ale za to dużo pewności siebie, co? - stwierdza kobieta - Spróbuj trafić z boku. Idąc za jej radę, trafiam belkę z boku. Rozpada się idealnie na dwa kawałki. Uśmiecham się w duchu.
- Brawo, to była ostatnia - Johanna bierze na ręce cztery szczapy drewna - Teraz ułożymy z nich stos - wskazuje miejsce na piasku, niedaleko od brzegu. Posłusznie podnoszę kilka kawałków i kładę je na tych przyniesionych przez Johannę.
- Więc, jak to jest? - zagaduje nagle Mason - Być córką Everdeen?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam – kłamię zabierając kolejne szczapy.
-Nigdy nie myślałaś o swoich rodzicach, jako o bohaterach?
- Nie chcą żebym wiedziała. Próbowali zachować tajemnicę, ale tata nie wytrzymał - zachichotałam.
- No tak, czego Peeta nie zrobiłby dla swoich dzieci - Johanna zawtórowała mi - A Katniss?
- Mama...- głos mi się załamał. Co mogłam powiedzieć? Że moja matka z całej siły stara się trzymać mnie z dala od prawdy? Od historii, od jej dawnego życia?
- Mała - Mason chyba wyczuła moje napięcie. Patrzy na mnie życzliwie, a ja dopiero terazwidzę, jaka jest piękna. Jej ciemne oczy, które niejedno już widziały, wyglądają jakby należały do drapieżnika, jednak udaje mi się dostrzec w nich nutkę spokoju. Następnie jej włosy - dokładnie takie, jak opisywał tata. Sięgające do ramion kosmyki ciemne jak noc, przeplatały się z tymi pofarbowanymi na fioletowo. Podczas parad i wszystkich swoich występów w Kapitolu jej włosy miały zawsze taki kolor i tak już pozostało. Jest wyjątkowa - Możesz mi powiedzieć.
- Po prostu czuję, że jest między nami przepaść. Mam już piętnaście lat, jestem samodzielna i chce dokonywać własnych wyborów. Niestety, odnoszę wrażenie, że mama mi to uniemożliwia - wyznałam w końcu. Johana zaprzestała układać stos na ognisko, usiadła na piasku i gestem nakazał mi do siebie dołączyć.
- Katniss dużo przeszła. Wyobraź sobie, że pewno dnia ktoś oznajmia ci, iż od tej pory jesteś symbolem powstania i musisz poprowadzić ludzi do walki. Ona chce cie chronić przed tym, przez co najbardziej cierpiała. A jeśli czujesz się dość silna, by pomóc jej nieść ciężar dawnych lat, powinnaś jej to uświadomić. Takie jest moje zdanie.
- Dziękuję - nieśmiało uścisnęłam zwyciężczynie z Siódemki, a ona przytuliła mnie z wzajemnością. W końcu wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną. Z oddali usłyszałyśmy głosy.
- Czas zaczynać! - Johanna poderwała się z miejsca - Pewnie spostrzegli, że stos już gotowy.
- Tylko proszę, ani słowa mojej matce - spojrzałam na nią błagalnie.
- Obiecuję - puściła do mnie oko.
***
- Będziemy piec rybę, prawda? -Jay był strasznie podekscytowany ogniskiem. Kiedy wszyscy już się zebrali, Magnick i Rhett rozpalili ogień. Ciepło bijące od płomienia i przyjemna atmosfera poprawiły mi nastrój. Tej pięknej chwili nie popsuje nawet Mench, który smaży swój kawałek świeżo złowionej przez Rakona i żołnierzy ryby, obok mnie.
- Obawiam się, że zostawienie Beetego samego w Kapitolu to nie był dobry pomysł - mama odezwała się do Gale'a najciszej jak potrafiła.
- Nie przesadzaj, zawsze niepotrzebnie się martwisz. Beete ma wszystko pod kontrolą, a my możemy w spokoju zająć się Cordelią - zgasił ją Gale. Śmialiśmy się z Rhettem, ochoczo rozmawialiśmy i żartowaliśmy z Johanną, Jay’em, Annie. Nie przypuszczałam, że wyprawa do Czwórki w pogoni za Cordelią Snow będzie tak wspaniała. Chociaż do tej pory żaden z żołnierzy nie znalazł uciekinierki. Może Magnick kłamał?
- Pamiętam kiedy Johanna pierwszy raz przyjechała odwiedzić mnie tutaj – podsłuchałam
kawałek rozmowy toczącej się między dorosłymi – To było rok po narodzinach Nick'a – Annie pieszczotliwie zdrabniała imię syna – Nie mogła wytrzymać…smrodu.
- Nie mam, nie miałam i nie zamierzam mieć dzieci – zaperzyła się Mason – Ale widzę, że śmiesz was moje obrzydzenie, co do pieluch – znowu wszyscy wybuchli śmiechem. Nie wiem ile czasu siedzimy nad brzegiem morza, wszyscy, wszyscy razem. Ci, którzy przeżyli rebelię zarówno jak i ci, którzy teraz mają szansę na lepsze życie.
- Nic nie zjadłaś – mama dosiada się do mnie na piasku – Co się stało?
- Martwię się – krzyżuję ręce na piersi – Tyle się teraz wokół dzieje. Cała ta tajemnica zniknięcia Prezydent Paylor…
- Tak, też ciągle chodzi mi to po głowie. Ale pamiętaj, zabrałam ciebie i twojego brata, na wasze życzenie. Zgodziłam się z nadzieją, że będziesz wytrzymała. Więc postaraj się być silna – Katniss przygarnia mnie ramieniem – Może i nie znaleźliśmy dzisiaj tego, czego szukamy, ale przynajmniej mamy okazję spędzić trochę czasu z nimi – kieruje wzrok na grupkę naszych przyjaciół bawiących się przy ognisku.
- Wykorzystajmy ten czas – Gale podchodzi i dołącza do naszej rozmowy. Ponownie się uśmiecham. Chwila jest ulotna. Nagle nadbiega jeden z żołnierzy należący do oddziału Rakona.
- Pani Mellark, musi pani to zobaczyć! – wrzeszczy na całe gardło, a potem nasze ognisko zamienia się w koszmar. Wszyscy lecą jak na skrzydłach za żołnierzem, wyraźnie oszołomieni. Zostaje sama, zwijam się w kłębek, płaczę i czekam. Nie wiem co robić dalej. Chciałam zostać Kosogłosem, a teraz tylko uciekam od sprawy zaginięcia Paylor i Cordelii Snow. Jak mam się czegoś nauczyć, skoro ciągle chce się wyrwać i sprzeciwiać matce? Poczekaj na swoją wielka chwilę, wkrótce przyjdzie, młody Kosogłosie – uraczył mnie znowu głos z mojej głowy. Tak, muszę zacząć działać – pomyślałam – Pokażę im wszystkim, powtórzę sukces matki. I pokonam własny strach…
No no xD
OdpowiedzUsuńMoim skromnym zdaniem nowym bohaterem jest Annie <3 albo Rhett :D
I Johanna :D Lubię ją... ona jest spoko ;) Zawsze ją lubiłam :P
Czemu Goldie płakała na końcu? :P Nie zrozumiałam :D
Ciekawe kiedy znajdą Cordelię...
I faktycznie... Czwórka jest piękna :D To mój Dystrykt! <3 I Siódemka I Dwunastka <3 One są niezłe ^^
Niech się w końcu Goldenrose postawi Katniss !
I też bym uważała, że moje nazwisko to brzemię, jeżeli byłabym córką Peety... :P Nie lubię go zbytnio :D
Nie mogę się doczekać nexta :D
Pozdrawiam i życzę weny ;)
Dzięki za komentarz :) Goldie płakała bo czuła sie przytłoczona i bezradna w poszukiwaniu Cordelii i w ogóle jest smutna bo nie może sie dogadać z Katniss. Jutro wrzuce 6 rozdział bo już dawno napisałam i czeka żeby go tutaj opublikować. Aktualnie pracuje nad 7
OdpowiedzUsuń