No i proszę bardzo, mamy nexta :) Ciesze się, że mi się w ogóle udało. Mam nadzieję, że nie poszło mi aż tak źle. Następny za dwa tygodnie bo wyjeżdżam, ale postaram się coś napisać. Podziękowania dla moich ulubionych komentatorek i czytelniczek - Pauli i Sandry
-----------------------------------------------------------
- Co się dzieje? Co wy robicie? – zaskoczona doskoczyłam do
dwóch postaci przypartych do ściany. Pomimo mojej obecności, napastnik nie
puścił ofiary.
- Spadajcie dzieciaki – od razu poznałam głos napastnika,
pełen roztargnienia – Narobicie sobie tylko kłopotu.
- Magnick?! – nigdy w życiu nie pomyślała, że wspaniały
Odair jest zdolny do czegoś takiego… chwileczkę… przyjrzałam się ofierze
przypartej do ściany…

- Załatwiamy bardzo poważną sprawę – dopiero teraz
spostrzegłam błyszczący nóż, który Nick przykładał Rakonowi do gardła – A więc,
drogi kolego, zapytam jeszcze raz. Gdzie ona jest? – uniósł brwi, choć jego
twarz stężała. Po chwili spostrzegłam maleńką strużkę krwi spływającą po
mundurze dowódcy straży.
- Nie! – wyrwało mi się, nie mogłam na to patrzeć.
Odwróciłam się, choć wiedziałam, że muszę coś zrobić. Chciałam uciec z Jay’em,
jednak jego już dawno nie było... zostałam sama… z nimi.
***
To moja szansa. Mam
szczęście, że Paylor jest łaskawa i dba o nas wszystkich. Chociaż właściwie nie
wiem czemu kazała mi pojechać po jakieś głupie perfumy. Jednak gdyby jej podpis znalazł się w końcu na
moim certyfikacie dostania się na służbę… muszę się wykazać.
Jak w takim miejscu,
ktoś mógł otworzyć perfumerię? – z niedowierzaniem przyglądam się ulicy
całej w śmieciach. Gdzieniegdzie
pałętają się szczury i czuć zapach ścieków z miasta. Musiałem podjechać tu
służbowym wozem, pieszo droga byłaby za długa. Centrum Kapitolu jest oczywiście
zadbane i tryska życiem, ale niektóre wąskie uliczki są nadal koszmarne.
Spojrzałem na kartkę z adresem. Wszystko się zgadza – obróciłem gwałtownie
głowę w poszukiwaniu numeru budynku. Był – 75, a tuż nad nim szyld ‘Perfumeria
Biała Róża – zakochaj się w zapachu’. Nieśmiało otworzyłem szklane drzwi, a
dzwonek oznajmił o moim przybyciu. Zza wielkiej drewnianej lady wyłoniła się
drobna ekspedientka z uśmiechem na
twarzy.
- Witam w perfumerii
‘Biała Róża’ – zaćwierkała – W czym mogę pomóc?
- Przyszedłem po
perfumy dla Pani Prezydent – wydukałem nieśmiało.
- Ach tak! Robię dla
niej perfumy od wieków! – panna spojrzała na mnie zaciekawiona – Po mundurze
widzę, że nie jesteś Strażnikiem Pokoju – stwierdziła.
- Aktualnie szkolę się
do Eskorty. To specjalna grupa licząca dziesięciu strażników, którzy chronią
Paylor – pochwaliłem się – Dlatego mój mundur jest zielony, ale bez odznaki,
kiedy mnie przyjmą, tutaj doszyję herb Kapitolu – wskazałem palcem miejsce na
piersi. Byłem taki dumny mogąc wreszcie pochwalić się komuś moimi
osiągnięciami. Choć jeszcze długa droga przede mną.
- Życzę powodzenia –
dałbym sobie głowę uciąć, że po twarzy tej ślicznotki przebiegł złowieszczy
uśmieszek – Mógłbyś poczekać tutaj, aż znajdę flakonik? Będę musiała poszperać
po wysokich półkach, ale jakoś dam radę – popatrzyła na mnie błagalnie, chcąc
pewnie, bym pomógł – Przepraszam, nie przeszkadza panu, że zwracam się tak
bezpośrednio na ‘Ty’?
- Ależ skąd –
wyciągnąłem do niej rękę – Rakon Lawndeer, rekrut do eskorty.
- Znana w całym Panem,
Cordelia Marier Snow – pozwoliła mi pocałować się w rękę, jak to robili
dżentelmeni. Na dźwięk jej nazwiska osłupiałem.
- Snow? – myślałem, że
żaden potomek Prezydenta Snow’a nie przeżył rebelii.
- Wnuczka… sam wiesz
kogo. Byłam mała kiedy TO wszystko się zaczęło, więc pozwolili mi dorastać w
spokoju, a potem odkryłam swoją pasję – perfumy i mieszanie zapachów. Z reszty
rodziny ostała mi się tylko chora na płuca matka, która niedługo wyzionie ducha
– Cordelia westchnęła. Nie wiedziałem co powiedzieć.
- Gdzie są te
flakoniki?
Poszliśmy razem na
zaplecze sklepu, gdzie znajdowało się chyba ze sto regałów i półek z płynami
czekającymi na klientów.
- To dość stary
budynek. Wyremontowałam go z funduszy ofiarowanych mi przez Paylor właśnie, a
ze względu na dużą ilość klientów, dość nieprzyjemne otoczenie sklepu i dojazd,
co pewnie zauważyłeś, liczba regałów
zawsze poprawia mi humor – uśmiechnęła się.
- Czego mam szukać? –
zapytałem zaintrygowany.
- Fioletowa buteleczka
– Snow ruszyła przez regały – Jak ci się żyje w Kapitolu? Jak wygląda
szkolenie?
- Wiesz, w sumie tutaj
jest jak w raju. Pochodzę z Trzynastki, a tutaj wszystko jest takie… - nie
potrafiłem znaleźć odpowiedniego określenia.
- Drogie – wykrzyknęła
Cordelia – Drogie i nowoczesne. Już dawno to stwierdziłam. Bardzo mało ludzi z
Trzynastki przenosi się do Kapitolu.
- Za to szkolenie…
niezbyt dobrze mi idzie. Mam słabą kondycję, jestem chudy i nie potrafię nabrać
odpowiedniej masy. Przez to nie zdaję testów i jestem dwudziesty na liście
oczekujących do przyjęcia. Najbardziej boję się, że to samo spotka mojego
młodszego brata, że też nie da sobie rady. Dlatego zależy mi na zaufaniu
Paylor, może mi pomóc – dobrze, że
dziewczyna nie mogła teraz ujrzeć mojej smutnej miny.
- Wiesz… jeśli
mogłabym ci jakoś pomóc – wyszeptała zza regału – Znam wiele osób, których
odpowiednia opinia o tobie, mogłaby wybić cię na sam szczyt.
- Ale to byłoby
oszustwo – jednak wizja samego siebie, będącego wyżej w rankingu nic pieprzony
Magnick Odair zawładnęła mną całkowicie. Zawsze chciałem pokonać tego gnojka.
Zdobywał najlepsze noty, wygrywał pojedynki. W tłumie zawsze wyróżniało go
przeklęte nazwisko!
- Życie nauczyło mnie,
że czasem trzeba oszukiwać. Wchodzisz w to? – Snow podeszła do mnie i wydęła czerwone
pomalowane usta.
- Oczywiście. Dziękuję
za pomoc. Będę ci dozgonnie wdzięczny – skłoniłem się.
- Czekaj, czekaj. Chcę
coś w zamian – uśmiechnęła się szyderczo – Posada w Eskorcie zmieni twoje
życie. Już nigdy nie będziesz żył w niedostatku. Czekają cię uczty, zabawy,
tajne misje i trudne walki. Uwierz mi, wiem coś o tym. Dlatego ty również wyświadczysz mi przysługę,
która zmieni moje życie – dziewczyna powoli zbliżyła się do mnie. Była szczupła
i śliczna, zielone oczy podkreślał jasny brązowy warkocz opadający ja jej ramię.
Niewinna biała jak śnieg sukienka powiewała lekko.
- Znalazłem! – za jej
plecami dostrzegłem naszą fioletową zgubę. Cordelia odwróciła się i podała mi
perfumy.
- Nutka lawendy, róży,
prymulek i imbiru. Wesoła i tajemnicza. Tak jak nasza umowa. Prawda? –
zatrzepotała rzęsami.
- Prawda. Nasza umowa
stoi – przytaknąłem pełen nadziei na rychły sukces – Ale co ja mam dla ciebie
zrobić?
- O to się nie martw,
dowiesz się, kiedy już ja spełnię swoją część, a ty będziesz na szczycie. Idź
już z tymi perfumami, bo będą się niepokoić – nagle pocałowała mnie w policzek
– Żegnaj Rakonie i pamiętaj o mnie, a spełnią się twoje marzenia.
- Nie zapomnę –
wracałem z powrotem do centrum ścierając ślad różowej szminki z policzka i
myśląc o tym co będzie. Później Paylor podziękowała mi za perfumy, ale nie
zrobiła kompletnie nic prócz tego, że jak zawsze była miła do bólu. Ten spokój
i radość jaka od niej emanowała, aż zatykała mi żyły. Cieszyłem się z obietnicy
panny Snow i tylko w nią tak naprawdę zacząłem wierzyć.
***
Rakon posiniał na twarzy od ucisku Magnicka, na szczęście
krew przestała już cieknąć z ranki na jego szyi.
- Zmierza do Dwunastki! Nie wiem co robi! – pisnął w końcu
Lawndeer. Wtedy Odair puścił go, a ten opadł bezwładnie na ziemię. Szybko
podbiegłam do niego, wiedząc, że nie byłam w stanie przerwać tej napaści. Rakon
był strasznie blady, wyglądał jak trup.
- Zostaw tego parszywego szczura, Goldenrose – Nick otrzepał
niebieską koszulę i schował nożyk.
- Jak możesz! I kto tu jest bezwzględny? Kto tu jest
zdrają?! – krzyknęłam oskarżycielsko.
- On i tylko on. Ja działam w słusznej sprawie – Nick
wskazał palcem na ofiarę jęczącą na ziemi – Więc nasza zguba za cel obrała
Dwunastkę, dom panny Everdeen. Rakonusiu, wiesz może coś jeszcze? – zaczęłam
powoli nienawidzić Odair’a za to co robił.
- Od czasu porwania Paylor nie mam z Nią bezpośredniego
kontaktu – oznajmił kapitan Lawndeer. Czy ja dobrze słyszałam? Przyznał się
właśnie do współpracy z Cordelią!
- W takim razie skąd wiesz, gdzie teraz przebywa? –
zaniepokoił się Magnick.
- Dostaję wiadomości. Nie to co ty jeszcze w Kapitolu,
prawda ? – poszkodowanemu najwidoczniej zebrało się na żarty.
- Magnick, nadal nie opowiedziałeś mi, dlaczego sam siebie
nazywasz zdrajcą. Dlatego szukałam cię z Jay’em w kryjówce – rozżaliłam się.
- Przyjdzie na to czas już wkrótce. Na razie mam dla ciebie
inne zadanie – stwierdził dumnie Odair -
Pierwsze to trzymanie buzi na kłódkę, o czym powiesz też swojemu braciszkowi. A
drugie poznasz jutro, w tym samym miejscu o północy. Zrozumiano? – czubkiem buta wskazał tył domu, na którym
się teraz znajdowaliśmy.
- Tak – władcze zachowanie Nick’a doprowadzało mnie do
szału, ale byłam zbyt słaba, żeby mu się sprzeciwić. Bałam się, że mi też w
każdej chwili może przyłożyć nóż do gardła. Wcześniej nie wydawał się taki
nieobliczalny - Czy nikt nic nie słyszał? – chciałam się upewnić.
- Spokojnie, Mench zajął się wszystkimi – zapewnił mnie –
Zmykaj teraz – pochylił się z powrotem w stronę Rakona.
Pospiesznie pobiegłam na plażę. Nie chciałam pokazywać się w domku Annie. Do
tego musiała ostrzec brata, żeby nic nie wypaplał. Minęło już południe, a
słońce świeciło i piekło jak szalone. Dziękowałam w myślach, za tak cienką
sukienkę. Weszłam do wody by się trochę ochłodzić. Nagle, parę metrów dalej
dostrzegłam Rhetta wymachującego rękami w wodzie.
- Niech to szlag! – bezradnie brodził w morzu, woda
przelewała się przez chude palce.
- Szukasz czegoś? Nie powinieneś być na treningu czy coś? –
zaśmiałam się podchodząc bliżej. Chłopak spłoszył się i spojrzał na mnie
przerażony.
- Goldenrose! Wiesz, zrobiłem sobie wolne! – krzyknął
nerwowo – Możesz poczekać na mnie na brzegu?
Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale jeśli kazał na siebie czekać,
na pewno nie przeszkadzała mu moja obecność. Usiadłam na piasku uważając żeby
nie zmoczyć mojej kwiecistej sukienki. Bryza zamieniła moje włosy w strąki,
słońce paliło moją bladą skórę. Pewnie wszyscy mieszkańcy Czwórki mają
ciemniejszą i bardziej opaloną skórę ode mnie. Co ja poradzę, że ulubionym
zajęciem moich rodziców jest zatrzymywanie mnie w wiecznie ciemnym domu.
Naprawdę mnie odseparowali. Pamiętam jedyny wieczór, kiedy chciałam wyjść na
szkolną potańcówkę przed Pałacem Sprawiedliwości. Moja jedyna koleżanka ze
szkoły Serena zadzwoniła z wiadomością, że jej brat przyjdzie po mnie do domu.
Jednak biedny Rush nie miał nawet szansy otworzyć drzwi. Mama podsłuchała moją
rozmowę i zakazała chodzenie na tańce pod groźbą ‘to się źle skończy’. Ale tata
o dobrym sercu pozwolił mi wyjść przez okno w piekarni, żeby matka nie
zauważyła. Poszłam w końcu na tańce z bratem Sereny, ale musiałam wrócić nie dłużej,
jak za dwie godziny. Od tamtej pory nie rozmawiam z nikim przy matce, a swoje
sprawy załatwiam sama.
- Spójrz – przede mną
pojawił się Rhett i wyciągnął rękę, na której leżało kilka muszelek.
- Piękne – westchnęłam przyglądając się kolorowym muszlom.
Dostrzegłam perłowy róż, bladą czerwień, biel… i złoto.
- Pływałem rano i zauważyłem ją przy brzegu, ale dopiero
teraz miałem okazję poszukać – położył mi na dłoni muszelkę najładniejszą, jaką
w życiu widziałam. Była złota. Naprawdę – Złota muszla, dla złotej dziewczyny .
Piękniejszej nie widziałem – zastanawiałam się czy ten komplement dotyczył
mnie.
- Dziękuję, naprawdę piękny prezent. Lepszego chyba nie
dostałam – spojrzałam na niego. Jak to
możliwe, że znamy się ledwo kilka dni, a mam wrażenie, że tonę w zieleni jego
oczu przez wieki?
- Kiedy ją ujrzałem, pomyślałem o tobie. O twoim uśmiechu,
który zobaczę – uśmiechnął się nieśmiało. Zaczęłam podejrzewać, że mogłoby nas
coś połączyć…
- Goldenrose!!! – rozległ się straszliwy wrzask. Nie
musiałam zgadywać, że to moja mama.
- Chyba… muszę iść – posmutniałam. Nie bałam się już
ciągłych pretensji Katniss. Miałam gdzieś jej wszystkie słowa.
- Mogę zaprosić cię jutro na spacer? – zapytał chłopak.
