- Och! Panna Everdeen, to zaszczyt móc panią poznać osobiście – Cordelia nie kryła swego zaskoczenia, gdy mama wkroczyła do jej celi.
- Pani Mellark – poprawiła ją cicho Katniss – Ja również cieszę się z tego spotkania, panno Snow. Chciałabym zadać ci kilka pytań – zapytała zdeterminowana. Twarz Cordelii od razu zmieniła wyraz. Udawała smutną kryjąc swoją złość. Chociaż może tylko mnie się tak wydawało?
- Tak, proszę – dziewczyna usiadła na jedynej ławce w celi – Ta sytuacja jest dla mnie bardzo niezręczna - westchnęła.
-Mam nadzieję, że wiesz dlaczego cię odwiedziłam? – zapytała mama, a w jej głosie wyczułam nutkę ironii.
- Pamiętam. Słyszałam… szeptali…. Pani Prezydent…- Snow nagle skuliła się i poczęła jęczeć. Jej głos stawał się coraz głośniejszy. Mama zatkała uszy.
- Zróbcie coś z nią! – wrzasnął Gale, a wtedy zorientowałam się, że stoi za mną i także przygląda się tej konwersacji. Zaczęłam się bać. Wtedy do celi wbiegł jeden ze strażników, ściągnął skuloną Cordelię z ławki i ujął w ramiona. Gdy zastygli w uścisku, zamilkła. Widziałam dokładnie jak mama powoli podchodzi do strażnika ze zdumieniem patrząc mu w oczy. Doznałam olśnienia. Wiedziałam, kim jest. Był wysoki, przystojny i umięśniony, a jego włosy miały dość dziwny, brązowo-rudy kolor.
- Niebieskie oczy…- wyszeptała Katniss - …ten uśmiech…
- Magnick Odair, do usług – przedstawił się mężczyzna grzecznie – Jak zwykle jest pani nieomylna – uśmiechnął się zawadiacko.
- Jak się to panu udało? – zapytała mama spoglądając na Cordelię, którą młodzieniec natychmiast puścił ze swych objęć, a ona opadła na podłogę.
- Kiedy trafiła w to okropne miejsce, przydzielili mnie na jej opiekuna. Jestem członkiem straży kapitolińskiej i należę do oficjalnej eskorty Pani Prezydent – oznajmił młody Odair.
- A więc liczę na pana pomoc w sprawie zaginięcia Paylor – mama powiedziała to tak ostro, jakby wydawała rozkaz. Magnick przytaknął.
- Jest wyjątkowo niespokojna – powiedział patrząc na Snow, która właśnie zwinęła się w kłębek – Nadal się nie otrząsnęła…
- Opowiedz mi o tym …– Katniss zwróciła się do niego stanowczym tonem. Jeszcze raz spojrzała na Cordelię, która na szczęście milczała. Po tych słowach mama z Magnick’iem wyszli z celi i podążyli w moim kierunku. Byłam podekscytowana. Może w końcu będę mogła uczestniczyć w prawdziwej naradzie?
- Goldie… -zaczęła mama gdy już znaleźli się za moimi plecami. Pewnie chciała powierzyć mi jakieś ‘zadanie’, które po prostu miało sprawić bym wyszła i zostawiła ich w świętym spokoju. Nie poddam się tym razem. Chcę przy tym być – pomyślałam – Przecież przyjechałam tu by poznać prawdę. Gale się mylił. Moja matka nie chciała mi niczego wyjawić.
- Możesz poszukać mojego syna – rzucił Gale – Najwyraźniej znowu się gdzieś włóczy – w tym momencie zrozumiałam, że on także nie jest po mojej stronie. A łudziłam się, że jest inaczej…
Zniesmaczona z założonymi rękami opuściłam pomieszczenie ‘za szybą’ i ruszyłam przed siebie. Na korytarzu spotkałam brata. Wyglądał na wystraszonego, co okropnie mnie zaniepokoiło, jednak pao chwili na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Choć ze mną, szybko! – szepnął ostrzegawczym tonem. Zaprowadził mnie pod ogromną marmurową ścianę. Gdy przyjrzałam się bliżej, dostrzegłam w niej dość dużą szczelinę. Po chwili marmur zatrząsł się i w miejscu szczeliny pojawiło się przejście na drugą stronę, w którym spostrzegłam Mench’a.
- Właź, piekareczko – znowu tak okropnie mnie nazwał. Nie byłam córką piekarza… chciałam zostać Kosogłosem. Nienawidziłam go za te słowa.
- To ja odkryłem tę szczelinę – pochwalił się mój brat – Mench pomógł mi zburzyć kawałek ściany i gotowe – czasem Jay potrafił być naprawdę inteligentnym dziewięciolatkiem. To właśnie jego, a nie mnie tata szkolił do przejęcia naszej rodzinnej piekarni.
- Może jeszcze zdążymy na rozmowę, która nas teraz omija, prawda? – z twarzy Mench’a nie znikł chytry uśmieszek. Czy on czytał mi w myślach? Skąd wiedział, że o naradzie? Domyślałam się, że coś knuje. Chłopak powolnym ruchem podał mi rękę, abym nie przewróciła się przechodzą przez marmurową ścianę. Nie spodziewałam się, że potrafi być choć trochę miły. Musiałam zgiąć się w pół aby zmieścić się w wąskim przejściu, którego koniec spowiła ciemność.
- Tylko nie patrz w dół! – krzyknął nagle Jay – odruchowo przechyliłam głowę. Znajdowałam się na kracie! To szyb wentylacyjny!
- Jeśli przejdziemy, a raczej przeczołgamy się parę metrów w górę, znajdziemy się dokładnie nad ich głowami. – oznajmił mi Mench wyniosłym tonem. Przywołał Jay’a i we trójkę ruszyliśmy ciemnym szybem. Zaczęłam chwalić brata, co nie było w moim nawyku. Zapach jaki unosił się w powietrzu był nie do wytrzymania. Tak jakby jakieś zdechłe zwierzę leżało tu przez parę dni. Zatkałam nos i udawałam, że nie zwracam uwagi na fetor.
- Cicho! – zarządził nagle Mench . Wstrzymałam oddech. Znajdowaliśmy się dokładnie nad głowami mamy, Gale’a i Odair’a. Cała trójka siedziała przy drewnianym stole.
- Brakuje jej bliskości drugiego człowieka. Znaleźliśmy ją z liną owiniętą wokół szyi. Zdążyliśmy powstrzymać ten szalony pomysł. Pytana przez Panią Prezydent dlaczego chciała się zabić, milczała. Więc umieściliśmy ją na obserwacji. Oczywiście nie chcemy, żeby taka sytuacja się powtórzyła. Jako jej opiekun starałem się do niej zbliżyć, sprawić aby się otworzyła – powiedział Magnick drżącym głosem.
- Innymi słowy musimy mieć na nią oko – zakończył Gale z impetem.
- Nie chcę żebyście sądzili, że jest postrzelona – rzucił Magnick oschle – Po prostu nadal jest w szoku po nieudanym samobójstwie. Postarajcie się ją zrozumieć – wydał mi się bardzo strapiony. Stałam w całkowitym bezruchu, mając nadzieję, że żadne z nich mnie nie usłyszy.
- Magnick – zwróciła się do niego mama – Zgadzam się z tobą. Szanuję cię, tak jak szanowałam twojego ojca. Jednak chcemy dla niej jak najlepiej. Kapitol już od dłuższego czasu ma oko na wnuczkę Snow’a i jeśli coś jest z nią nie w porządku, musimy zadbać o to by się poprawiło.
Młody Odair zesztywniał , gdy mama przypomniała mu o ojcu. Wiedziałam kim był Finnick Odair, znałam jego losy z potajemnych opowieści taty, o których matka nie miała pojęcia. Znowu zaczęłam się zastanawiać jak to jest wychowywać się bez jednego z rodziców. Nagle Jay kichnął i wszystko potoczyło się bardzo szybko. Wszyscy troje podnieśli odruchowo głowy, lecz nie zdążyli nas ujrzeć.
- Uciekajcie! – wrzasnął Mench, a ja natychmiast, jak najszybciej poczołgałam się przed siebie. Szyb był wąski, za to ja byłam szczupła, więc nie miałam problemu z poruszaniem się. Czołgałam się jak najszybciej. Nie patrzyłam za siebie. Poczułam chłód w głąb tunelu. Zaczęłam dygotać z zimna. Po chwili zatrzymałam się i skuliłam, by zatrzymać uciekające ciepło. Pod kratą, na której się znajdowałam, mogłam bez trudu dojrzeć srebrzyste kapitolińskie korytarze, które , o dziwo były puste, nie tak jak na samym początku, gdy przyjechałam. Nastała cisza. Bałam się. Zostałam tu zupełnie sama, nie wiedziałam gdzie podziali się Jay z Mench’em. W pośpiechu nie patrzyłam gdzie podążam. Zależało mi tylko na tym, aby mama nie dowiedziała się, że podsłuchiwałam rozmowę z Magnick’iem. Nie chciałam jej złościć. Nie chciałam sprawiać jej zawodu i być nieposłuszna. Ale ile miałam czekać, aż w końcu sama przyjdzie do mnie i wreszcie powie prawdę? Rozbolała mnie głowa. Cierpliwości, Kosogłosie – podpowiedział mi tajemniczy głos ze środka mojej duszy. Wtedy usłyszałam odgłos podobny do kapania. Lekko pochyliłam głowę w nadziei, że ujrzę pod sobą jakąś znajomą twarz. To co ujrzałam, na długo pozostanie w mojej pamięci.
Ciemny korytarz spowity zapachem stęchlizny. Pośrodku niego o w pozycji w pół leżącej dostrzegam Beetee’go Latier’a. Wokół niego rozciąga się plama krwi. Spływa z bocznych ścian i z kraty na, której się opieram. Jestem przerażona. Zbieram siły i bez wahania krzyczę.
- Panie Latier! Co się stało?! – desperacko szarpię kraty, chociaż wiem, że i tak nie wydostane się z szybu, żeby mu pomóc. Niespodziewanie przypominam sobie o shurikenach, które zawsze mam przy sobie. Wyciągam jedno z ostrzy i zaczynam piłować kratę. Na szczęście jest dość cienka, więc jedynie parę minut zajmuje mi wydostanie się. Wyskakuje z szybu i od razu biegnę do niego.
- Proszę pana! – krzyczę mu prosto w twarz, lecz nie uzyskuje żadnej odpowiedzi. Latier nie jest w żaden sposób ranny. Dokonuję zadziwiającego odkrycia. Krew, która nas otacza, nie należy do niego… Wtem Beetee przechyla głowę w moją stronę. Otwiera usta i zaczyna nucić.
Tik, tak
Płynie czas
Pokaż mi co w sercu masz
Tik, tak
Płynie czas
Pokaż mi co w sobie masz
Wsłuchuję się w słowa piosenki. Nikogo tu nie ma. Jesteśmy sami, nikt nie usłyszy wołania o pomoc. Co mam zrobić? Nie wiem nawet gdzie jestem. Podążałam jak głupia w niewiadomym kierunku i teraz gdy musze odnaleźć drogę powrotną, nie umiem. Siadam zdesperowana obok Latier’a i próbuje udawać twardą. Jestem beznadziejna – mruczę pod nosem.
- Nie, panno Mellark – Beetee przerywa swoją pieśń – Nie ty zawiniłaś, lecz ja… Mogłem ją uratować… ale nie zdołałem…
- Co się tutaj stało? – nie daję za wygraną i delikatnie potrząsam jego ramieniem. On znowu zaczyna śpiewać. Dość tego. Wstaję i próbuję określić nasze położenie. Nadal musimy być w strefie więziennej – wywnioskowałam, ale ta informacja w niczym mi nie pomogła.
- To zachodnie skrzydło – wtrącił Latier. Rozglądałam się po korytarzu, lecz z obu stron, gdzie mogło znajdować się wyjście, czyhała na mnie tylko ciemność. Wzięłam głęboki wdech.
- Na pomoc! – wrzeszczałam – Czy ktoś mnie słyszy?
Odpowiedziała mi cisza. Co w takiej sytuacji zrobiłby Kosogłos? – pomyślałam sobie. Nie poddawał by się – natychmiast uzyskałam odpowiedź. Zawzięta nadal krzyczałam, w nadziei, że ktoś się nade mną zlituje. Mijały minuty. Nikt mnie nie słyszy. Jesteśmy za daleko. W końcu przysiadłam się do Beetee’go uważając, by nie pobrudzić ubrań krwią, która była prawie wszędzie, a ja nadal nie wiedziałam do kogo należy. Ramię w ramię śpiewaliśmy razem ‘Zegarową piosenkę’. Co z nami teraz będzie? Czy się stąd wydostaniemy i czy w końcu dowiem się co zaszło w tym strasznym miejscu? – pytania nie dawały mi spokoju. Obróciłam głowę w prawo i serce mało co nie wyskoczyło mi z piersi. Czyjeś oczy wpatrywały się we mnie. Były czerwone, jak świeża, płynąca krew. Po sekundzie ujrzałam białe i ostre jak brzytwy zęby, stwór był coraz bliżej.
- Czym ty jesteś? – zapytałam zalana łzami, które pojawiły się pomimo mojej woli. Nie poruszyłam się tylko kurczowo uczepiłam ramienia Beetee’go, który był w pół przytomny. Bałam się. Zbyt często nawiedzał mnie strach. Stwór był coraz bliżej. Jego pysk wyłonił się z cienia.
- Uważaj! – krzyknął ktoś za plecami tego paskudnego stworzenia. Nagle ostrze przecięło kawałek skóry potwora. Usłyszałam długi syk, a straszydło jakby rozpłynęło się w powietrzu. Z cienia wyłonił się Mench Hawthorne. Dlaczego właśnie on? Dlaczego musi ratować mnie z opresji? – zadałam sobie pytanie – Dlaczego ratuje nędzną piekareczkę?
- Mellark ? – zapytał chłopak gdy się do mnie zbliżył. Obróciłam głowę i wskazałam palcem Beetee’go. Na twarzy Mench’a pojawiło się przerażenie. Popatrzył mi w oczy, lecz zaraz odwrócił głowę i przyjrzał się krwi na podłodze i ścianach.
- Tylko nie kłam, powiedz prawdę – odezwał się w końcu – Mnie nie wolno okłamywać. Czy to wszystko sprawka tego zmiecha?
A więc to był zmiech? Niewiarygodne! Myślałam, że to legenda, która czasem pojawiała się w opowieściach ojca. Nie – pomyślałam – Jakże jestem głupia! Przecież zmiechy zabiły Finnicka Odair’a.
Tylko zaprzeczyłam kiwając głową.
- A może twoja, co? – Mench nagle wyciągnął zza pleców nóż i powolnym ruchem przesuwał go w moją stronę. Kropla potu spłynęła z mojego czoła – Mów, piekareczko! Co tu się wydarzyło!? – warknął a ja cicho pisnęłam. Przyłożył mi nóż do gardła, patrzył na mnie jakbym to ja utoczyła z kogoś cała tę krew. Chyba kompletnie stracił rozum! Nie mam pojęcia! – chciałam wrzasnąć mu prosto w twarz, ale nie miałam już siły. Zamknęłam oczy.
- Zrań mnie, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej – próbowałam schować twarz w dłoniach, jednak Mench je zablokował. Jego źrenice rozszerzyły się.
- Nie… nie chcę – zatrzymał się, a nóż dosłownie wypadł mu w ręki, odetchnęłam z ulgą – Nic cie nie jest, Goldie? – uciekła z niego cała złość.
- Zabierz mnie stąd – zarzuciłam mu ręce na szyję i znowu zaczęłam szlochać. Nie chciałam się nawet zastanawiać co powie matka, gdy zobaczy mnie w takim stanie. Mogę jedynie zapaść się pod ziemie.
Miałam przymknięte oczy kiedy Mench niósł mnie na rękach w stronę wyjścia, które odnalazł zaraz po tym, jak rozdzieliliśmy się w szybie. Cały czas opowiadał, jak to dzielnie wyprowadził przestraszonego Jay’a. Uwielbiał się wywyższać, a ja czułam do niego coraz większą niechęć. Postanowiłam jednak nie kwestionować jego słów, zaufałam mu. Z trudem próbowałam otrząsnąć się z tego, co odkryłam w ciemnym korytarzu.
- Moja córeczka! – usłyszałam głos Katniss Everdeen i podniosłam powieki – Nareszcie jesteś – odebrała mnie Mench’owi i wzięła na ręce.
- Zabłądziła – ten chłopak potrafił kłamać. Tylko dlaczego to robił? Równie dobrze mógł mnie wydać. Chociaż wtedy jego ojciec dowiedziałby się o zdewastowaniu jednej z marmurowych ścian i oboje wpadlibyśmy jak śliwki w kompot – powtórzyłam powiedzonko mojego taty.
- Dobra robota, młody – Gale Hawthorne poklepał syna po plecach - Zajęliśmy się już Beetee'm, możesz spać spokojnie – te słowa skierował do mnie.
Nie będę mogła zasnąć póki nie odkryję tajemnicy… póki nie poznam prawdy, która może okazać się kłamstwem.
o.... Nieźle xD
OdpowiedzUsuńDużo akcji... to było straszne... ta krew, ten zmiech... ta piosenka... jak oni ją razem śpiewali.. omg ;o
Byłabym tak samo przerażona jak Goldie, gdybym się zgubiła... Jak to czytałam to po prostu serce biło mi szybciej...
I w końcu pojawił się jakiś Odair <3 :D Ale dlaczego on przytulał tę Cordelię? Bo jest jej opiekunem dziwne... a w ogóle to, że Katniss nie chce nic wyjaśnić swojej córce jest chamskie :P
I o co chodzi w tej zagadce? Hmm.... to z tą Snow... hm... hm.... xD
Nie mogę się doczekać nexta xD
Pozdrawiam i życzę weny ;3
Zapraszam na: 76-igrzyska-smierci.blogspot.com ;3
Zaobserwowałam :) dzięki za wszystkie komentarze, ciesze sie że w ogóle ktoś to czyta. Tak naprawde napisałam już 6 części 'Powrotu' tylko nie wszystkie wstawiłam
UsuńŚwietny rozdział! Akcji było dużo i to mi się podoba! To, że śpiewali tą piosenkę razem to było takie dziwne... XD Magnick będzie z Cordelią, a Mench z Goldie :D Mówię! xD
OdpowiedzUsuń