---------------------------------------------------------
Ocknęłam się na wielkim łożu. Pościel była jedwabna, istne marzenie. Leżałam pewnie w apartamencie, który przydzielili nam na czas pobytu. Z poprzedniego dnia pamiętałam tylko przerażoną twarz Beetee’go i Mench’a niosącego mnie w ramionach. Wykrzywiłam się nam myśl o tym drugim. Nie mogła porównać mojej sypialni w Dwunastce z tym pokojem. Wszystko jest tutaj tak zaawansowane technologicznie, a przy tym piękne, doskonałe. Nawet stroje Effie Trinket.
Usiadłam na brzegu jedwabnej pościeli. Spostrzegłam brata opierającego się o krawędź łóżka.
- Czekałem, aż się obudzisz – oznajmił ze smutną miną, co strasznie mnie zaniepokoiło.
- Gwarantuje ci, że nie jestem teraz w najlepszym stanie – przeciągnęłam się.
- Goldie, proszę, to mnie dręczy… boje się. Jeśli mi pomożesz, odejdę.
- Jay, nie sądzę abym…- zaczęłam leniwie nie pojmując o co mu chodzi, lecz przerwał mi.
- Próbowali to przede mną ukryć, ale nie udało się – spojrzał mi prosto w oczy z błagalnym wyrazem twarzy. Milczałam. Mój koszmar właśnie się rozpoczął. Dlaczego zawsze pcham się w kłopoty? Chyba mam to po matce. Nie wiedziałam jak interpretować wszystko co dzieje się wokół. Moja wczorajsza przygoda… czy miała coś wspólnego ze zniknięciem Prezydent Paylor? Jaki ma to związek z tajemniczą Cordelią Snow, która wyje po nocach w swojej celi? Dla brata byłam wzorem do naśladowania, nie mogła go zawieść. Nie mogłam przyznać się, że kompletnie nie potrafię mu pomóc.
- Chodź tu – poklepałam ręka po kołdrze. Jay przysiadł przy mnie, a wtedy pozwoliłam mu położyć głowę na moich kolanach – Nie znam wszystkich odpowiedzi, ale obiecuje ci, że razem rozwikłamy tę zagadkę – zaczęłam gładzić jego złote loki.
- Mam nadzieję – odrzekł cicho.
- Nadzieja jest silniejsza niż strach – odpowiedziałam, po czym zanuciłam.
Tu jest bezpiecznie, ciepło jest tu,
Stokrotki polne zaradzą złu.
Najsłodsza mara tu ziszcza się,
Tutaj jest miejsce, gdzie kocham Cię.
***
Spacerowałam po balkonie cudnego apartamentu. Dodałam otuchy Jay’owi i poprawiłam sobie humor. Wokół rozciągała się panorama z wielkimi budynkami, każdego z herbem Kapitolu. Podziwiałam potęgę Panem. Teraz jest o wiele lepiej niż kiedyś. Władze przestały być okrutne i bezwzględne. Zawdzięczamy to zarówno rewolucji, jak i nowemu prezydentowi – Paylor, po której niestety ślad zaginął. Posmutniałam. Zadzwonił telefon, którego wcześniej nie zauważyłam.
- Tak? – wybąkałam do słuchawki aparatu, w nadziei, że to nic ważnego.
- Wszędzie rozpoznam twój głos, Goldie - usłyszałam w odpowiedzi.
- Tata! – wrzasnęłam nerwowo – Co słychać w piekarni?
- Interes się kręci, bez zmian – westchnął – Od waszego wyjazdu babcia codziennie przychodzi mi pomagać. Martwimy się. Ciężko piec bez waszych wrzasków.
- Zupełnie niepotrzebnie! – chciałam brzmieć naturalnie. Ojciec nie mógł dowiedzieć się, co tu zaszło. Z pewnością przyjechałby tutaj zdesperowany, a na pewno nie wyszłoby mu to na dobre.
- Jak czuje się mama? – zapytał nagle. Widocznie chciał pociągnąć mnie na język.
- Wszystko z nami w porządku – zapewniłam go perfidnie kłamiąc. Skąd miałam wiedzieć jak czuje się mama, skoro w ogóle nią nie rozmawiam? To znaczy nie rozmawiam z nią szczerze – Niedługo wrócimy do domu.
- Będę na was czekał. Cóż… w takim razie przekaż Katniss, że dzwoniłem, tylko ani razu nie podniosła słuchawki. Kocham was.
- Tato…- nie zdążyłam skończyć, bardzo szybko się rozłączył. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Przeczesałam ręką puszyste kasztanowe włosy i położyłam się na łóżku. Bezczynne leżenie doprowadzało mnie do szału. Nawet nie pamiętałam, kiedy zapadłam w głęboki sen. Niespodziewanie ujrzałam nadlatującego kruka. Ptak usiadł na mojej głowie i zaczął szarpać włosy jak szalony. Odczuwałam potworny ból, nie mogłam go powstrzymać. Zastanawiałam się czy to nadal tylko sen, czy jawa?
- Panno Goldenrose Mellark! – zbudził mnie groźny warkot – Natychmiast masz zjawić się w Sali Głównej!
- Co znowu? – podniosłam się leniwie, nade mną stał Gale Hawthorne. Był wściekły.
- Ruszaj się! – wycedził przez zęby – Twoja matka ma racje twierdząc, ze trudno cię doprowadzić do porządku – widziałam jak zacisnął pięści. Posłusznie wstałam, nie chciałam jeszcze bardziej go rozzłościć. Poprowadził mnie do ogromnej sali liczącej zapewne wiele lat. Moim oczom nie umknęło dwanaście zdobionych słupów z imionami zwycięzców Głodowych Igrzysk z każdego dystryktu. Piękne pamiątki – pomyślałam. Matka nie ma nawet pojęcia jak dużo wiem o przeszłości. Może się jeszcze zdziwić.
- Co ty sobie myślisz?! - wrzasnęła Katniss Everdeen na powitanie. Stanęłam jak wryta - Cały dzień mamy na ciebie czekać?! Tak bardzo nalegałaś, żebym cie zabrała ze sobą, chciałaś się ode mnie uczyć! Więc może łaskawie ruszałabyś się i pomogła? – naskoczyła na mnie i poczułam się bardzo niezręcznie. Jeszcze nigdy nie usłyszałam od niej czegoś takiego. Wydawało mi się że preferuje bezstresowe wychowanie swoich dzieci, gdyż zawsze była dla nas miła i czuła.
- Chyba piekareczka ma kłopoty – wtrącił Mench gdy wchodził do Sali.
- Nie większe niż ty byś miał, gdyby dowiedzieli się o…- odgryzłam się.
- Dość tego! Muszę jeszcze przesłuchać Beetee’ego, a Goldie będzie mi towarzyszyć. Reszta niech wróci do swoich zajęć – oznajmiła Katniss oschle.
Nudziłam się słuchając gadaniny matki i Beetee'ego. Wyłapywałam pojedyncze zdania, które wydawały się bezsensowne. Biedny Latier bronił się przed moją dociekliwą matką jak tylko potrafił. Dokuczliwy ból głowy, na który się skarżył, udzielił się także mnie.
W Sali Głównej wysiadł prąd, więc poszedł naprawić bezpieczniki. Pod nieobecność Paylor w Kapitolu panuje chaos, wszyscy gonią przestraszeni, nie wiedzą czym się zająć. A więc drogi Beetee przemierzył wiele ciemnych korytarzy w poszukiwaniu małej skrzyneczki wiszącej na ścianie. Gdy ją odnalazł, wyciągnął narzędzia i zaczął w niej grzebać. Niestety, nagle zgasła latarka, jedyne źródło światła towarzyszące jego działaniom. Zimny pręt uderzył go w tył głowy i Latier padł na ziemię. Ledwo przytomny słyszał głosy; ‘Szybciej! Tylko ostrożnie z nią, musi dotrzeć żywa! Nie przejmujcie się staruchem, śpi jak zabity!’. Gdy otworzył oczy po raz następny, ujrzał mnie. Zaskoczyły go strużki krwi spływające po ścianach i podłodze. Tyle, a potem przyszedł ratunek. Taką wersję sprzedał mojej mamie. Ale czy była zgodna z prawdą? ‘To nie twoja wina… to ja nie zdołałem jej uratować’ – czyż nie takie słowa pokierował do mnie, kiedy zostaliśmy sami w potrzasku? Kim była osoba o której mówił? Skąd w tamtym korytarzu wziął się zmiech, przed którym ocalił mnie Mench? Może to było złudzenie, a ja tak naprawdę powinnam już nie żyć?
- Pani Mellark! – zaskoczył nas jeden z kapitolińskich strażników – Należę do eskorty Pani Prezydent …. Rakon… melduję… więzień… Cordelia Snow - wydusił zdyszany nie mogąc złapać tchu.
- Co z nią?! – mama była zdezorientowana.
- Uciekła. Zniknęła – sprostował.
- Jak mogliście na to pozwolić? – wybuchła matka. Nie potrafiłam słuchać jej krzyków. Pobiegłam jak najszybciej do celi Cordelii, choć nie wiem na co liczyłam. W zimnym ponurym pokoju, w którym przebywała panna Snow , jeszcze zanim jakimś cudem zbiegła, na podłodze dostrzegłam Magnicka Odaira. Skulony chował twarzy w dłoniach. Po jego ubraniu spływały strużki wody. Łzy. Płakał jak małe dziecko. Nie potrafiłam odgadnąć dlaczego.
- Magnick, nie martw się, odnajdziemy ją – zbliżyłam się i próbowałam go pocieszyć.
- Jak ona mogła? Przecież opiekowałem się nią, miała tu jak w niebie – znowu zalał się łzami.
- Czasem ludzie odchodzą, choć tak naprawdę nie powinni – odpowiedziałam cicho mając w sercu ciocię Primrose, od której pięknego imienia pochodziło moje. Czuję ból w klatce piersiowej w chwilach, gdy chcę, aby była z nami na tym świecie. Może życie okazałoby się dla niej bardziej łaskawe.
- Byłem głupi – nagle Odair wstał – Jak mogłem być tak ślepy? Chciała być wolna, to oczywiste. Nie przywiązywała wagi do tego, co robi. Ale jeśli znowu będzie chciała popełnić samobójstwo?
- Nie dopuścisz do tego, prawda? – chciałam podnieść go na duchu. Nagle do pustej celi wkroczyła wyraźnie przerażona mama, Johanna Mason ze śmiertelnie poważną miną oraz kilku strażników.
- Jest wspaniale, wręcz cudownie, Katniss! – wtrąciła Johanna Mason – Ciekawe co tym razem przyszło do głowy tej stukniętej samobójczyni! Gdzie tym razem spróbuje się powiesić?
- Nie masz prawa tak o niej mówić! – wybuchnął Magnick. Nie spodziewałam się tego po nim. Wydawał się taki opanowany i zdyscyplinowany. Wstał, otarł mokrą twarz i niespodziewanie odwrócił się do mnie. Błysk w jego oku.
- Rakon! – wrzasnęła matka na strażnika, który powiadomił nas o ucieczce Snow – Czy macie jakikolwiek pomysł, gdzie mogła się udać?
Ciałem Rakona władały dreszcze.
- Niestety…
- Tak, mamo – wtrąciłam – Odair wie
- Nie rób z niego bohatera – fuknęła Johanna – Nie upilnował jej, taka jest prawda.
- Panna Mellark ma rację – Magnick spojrzał na Mason – Wiem gdzie może teraz być nasza zguba.
- To jakieś żarty? – Katniss dołączyła do dyskusji.
- Nie mógłbym pani okłamać, panno Everdeen – mama była zaskoczona, gdy chłopak użył jej panieńskiego nazwiska – Przed moim ojcem nie miała pani żadnych sekretów, prawda?
- Oczywiście – mama spoważniała – Powiedz nam, Magnicku.
Odair nerwowo przestąpił z nogi na nogę, po czym zaczął przechadzać się tam i z powrotem po małej celi.
- Dystrykt Czwarty – powiedział w końcu prawie bezgłośnie, po czym wyszedł.
- Chyba szykuje się wycieczka! – zadrwiła Johanna – Możesz już zacząć się pakować, skarbie – poklepała mnie po ramieniu.
Nie chciałam dowiedzieć się, dlaczego Cordelia miałaby uciec do Czwórki. Tak wiele się już wydarzyło, nie miałam siły. Jest tyle niewiadomych. Do tego jeszcze pogoń za szaloną Snow. Nigdy nie byłam w tym dystrykcie. Nie wiadomo co nas tam spotka, do czego nas to doprowadzi, czy odnajdziemy Cordelię. Przestań – usłyszałam w głowie - Musisz stawić czoło swoim lękom i obawą. Muszę. Ale czy potrafię?
O boże, świetne! Ciekawe jak opiszesz Czwórkę:D I dlaczego Cordelia tam uciekła? Wgl. czemuuu?:_: I co z Paylor! Mam tyle pytań xD Rozdział świetny! :D
OdpowiedzUsuńDziękuje ślicznie, zajrzałam też na twojego bloga i zaobserwowałam :)
UsuńNieźle... najlepszy oczywiście tekst piosenki i "Moim oczom nie umknęło dwanaście zdobionych słupów z imionami zwycięzców Głodowych Igrzysk z każdego dystryktu. Piękne pamiątki – pomyślałam. "... Zarąbisty pomysł xD
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Katniss tak nakrzyczała na biedną Goldie... ;) Ona nic nie zrobiła :P
Jupiiii! Jedziemy na wycieczkę <3 :D Do Czwórki... To mój dystrykt <3 No i jeszcze Siódemka i Dwunastka :D Ale co tam ;3
"- Czasem ludzie odchodzą, choć tak naprawdę nie powinni – odpowiedziałam cicho mając w sercu ciocię Primrose, od której pięknego imienia pochodziło moje. Czuję ból w klatce piersiowej w chwilach, gdy chcę, aby była z nami na tym świecie. Może życie okazałoby się dla niej bardziej łaskawe." - Prawię się popłakałam jak przeczytałam to.. dzisiaj mam taki dzień, że albo płaczę, albo się śmieję... a jak przeczytałam to to wzruszyłam się ;'(
Powtarzam pytania Finnicka :D co z Paylor? dlaczego Cordelia pojechała do Czwórki? ;O
Nie mogę się doczekać nexta xD
Pozdrawiam i życzę weny ;3
PS. Mam nadzieję, że mój blog ci się również podoba.. pff.. w sensie opowiadanie xD ;)
Dziękuje, ciesze sie że ci sie podoba, zaobserwowałam twojego :)
UsuńPowiem ci jedno, zacznę się rozpisywac ( zazwyczaj tego nie robię, ale zrobię wyjątek) jak dodasz coś, czego nie czytałam :D Ale rozdział genialny
OdpowiedzUsuńCzyli najpierw mam dodawać nowe rozdziały tutaj ? :P
UsuńZapraszam na 6 rozdział na 76-igrzyska-smierci.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;3
Zajrzałam i skomentowałam :)
Usuń